Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi coolertrans z miasteczka Goleniów. Mam przejechane 27846.17 kilometrów w tym 26428.76 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.75 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy coolertrans.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 175.00km
  • Teren 175.00km
  • Czas 07:28
  • VAVG 23.44km/h
  • VMAX 49.40km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Kalorie 8600kcal
  • Podjazdy 614m
  • Sprzęt KTM Campus Voyager
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton w Kołobrzegu.... się działo.

Sobota, 9 sierpnia 2014 · dodano: 10.08.2014 | Komentarze 2

To był mój piąty występ w sezonie maratonów szosowych i chyba najbardziej udany. Dystans zapowiadał się rekordowy , 175 km po zmianach trasy, którą to dwa lata temu już objechałem na poprzedniej edycji pokonując jedną pętle. Rower został przygotowany w ostatniej chwili, przerzutka przednia Sora nie gadała z manetką Deore (te grupy Shimano), ale po najnowszym zakupie za całe 102 PLN nowej Deorki FD-M590 wszystko hula.
Rano wyjazd przed szóstą, tym razem udało się naciągnąć syna, aby też się przejechał na jakimś dystansie. Do Kołobrzegu dotarliśmy na 7:30, ja odebrałem pakiet startowy, dopisałem syna, który zaczaił się na dystans 100 km na rowerze szosowym (poprawiona wersja MBK Concorde 21 - taki antyk). Potem przetransportowaliśmy Kijanką się na okolicę startu, aby tam dokonać montażu rowerków i przebrania się. Ja miałem start o 9:16, syn o 10:22.

 
Na starcie powitanka, pogaduchy, parę fot i o 9:16 poszły konie po betonie. Na pokładzie były dwa Snickersy, mleczko w tubce, banan, 10 PLN, jakieś dropsy energetyczne, 2 bidony izotonika z własnej mieszalni, fiolka Ampera w pastylkach. Na starcie Sędzia czepialski przyczepił się znowu do opon, że za wąskie, na nielegalizowanej suwmiarce wychodziło mu 33,7 mm, nie wiem może przesadziłem z ciśnieniem, bo było pod 7 atm i mi wychodziło na elektronicznej 34,7. Dogadaliśmy się, że zmierzymy je na mecie jak taki cwany.





Po starcie jeszcze na ulicach Kołobrzegu moja grupa odjechała i pozostało mi czekać na jakiś ochotników do wspólnej jazdy. Gdzieś na 10 km dojechała grupka tylnia następnej grupy, do której udało się w końcu podczepić. Jechało nas tak ze 6 osób, 3 panie i 3 facetów. Wszyscy szosa, tylko ja inny. Tempo zrobiło się dobre, gdzieś na górkach wylatywałem na przód, pod górkę na tył, taka technika. Miejscami szło się ponad 35 km/h. Gdzieś po 30 km grupka na wskutek wiatru się rozerwała, ja zostałem w środku, faceci polecieli do przodu, panie z tyłu.

Na szczęście jeszcze przed pierwszym bufetem, doszedłem kolegę z Gryfusa, który wystartował dwie minuty wcześniej. Tak razem jechaliśmy ze 20 km, ale gdzieś mi się zawieruszył przed Karlinem.



Na bufecie za Karlinem tankowanie, do bidonu poszły pastylki, ja już byłem po batonie i bananie. Patelnia się wzmagała, wiatr zbytnio nie przeszkadzał i tak samotnie lub czasami z kimś udało się dotrzeć na koniec pierwszej pętli do drugiego bufetu. Tu znowu tankowanie plus wzięte dodatkowe butelki do polewania nóżek i chłodzenia zewnętrznego. Patrzę na licznik i endo i jest szansa aby walnąć w końcu 100 km poniżej 4 h. Do Siemyśla znowu udało się przyczepić do dwóch szos, które czasami też trzeba było ciągnąć. Plan by się udał, zabrakło 24 sekund, wszystko przez sikanko. Moczu nie wiele, bo wszystko prawie wyparowało, ale nacisk na pęcherz był, który powodował frustrację. Z racji, iż należała się nagroda za zrobienie rekordu na 100 km, zjechaliśmy gdzieś w wiosce po 2 zimne puszkowe Warki. Jedna pita na miejscu dała ukojenie duszy i sercu, drugą też gdzieś zaraz po drodze spożyłem bo ciepła niebezpiecznie się w kieszeni zaczęła robić.  Patelnia dalej rosła i wiedzieliśmy, iż na tych zapasach płynów nie dojedziemy na bufet. Więc Karlino Żabka zimna cola 0,33 i 1,5 l wody nie gazowanej. Część do bidonu, część do chlapania. Na bufecie znowu pobranie wody i na ostatni odcinek. Patrzę na licznik 135 km i nie ma skurczy, o co kaman ? Dzwonię do syna bo już powinien być na mecie, a on się gdzieś się zgubił na swojej pętli  i nie wie gdzie jest. Leciutkie skurcze przyszły po 150 km, ale mleczko było nie ruszone i szybko zapite nie dopuściły do tragedii.  Ostatnia prosta 11 km, dzwonie do syna aby zrobił ojcu fotę na mecie, ale go jeszcze nie ma. Na ostatnich kilometrach szło na opad, wiatr się zerwał i co lżejsze osoby pchał do tyłu. Zaczęło lekko kropić, gdy 3 km przed metą przede mną pojawił się zagubiony synek, którego doholowałem do mety, na której padł. 





Jeszcze nigdy w życiu nie przejechał 127 km. Potem poszliśmy na zupkę, po spakowaniu rowerków. Zupka w deszczu, synek zażyczył MacDonaldsa, więc zrobiliśmy Drive In. Potem na basen, darmocha. Ja tam może zrobiłem ze 400 metrów, ze trzy rury i parę bąków w jacuzzi i na 20 poszedłem na grilla organizatora. Syn się moczył do zamknięcia basenu.Na placu zwinąłem sędziego i protest bo dalej tkwiłem jako 12 szosa M4 mimo iż zrobiłem pomiar opon na mecie i było 35 mm, miał zmienić, nie zmienił, więc opierdol. Dopiero po moich mailach zmienili na 4 miejsce (na 6) w rowerkach innych. Całe życie człowiek kombinuje, aby się zmieścić w regulaminie a oni takie myki. Po Zieleńcu spadłem na 7 miejsce w Pucharze i coś trzeba robić, no nie ?. 


Po basenie na Starym mieście udało się wpakować jakąś pierogopizze, a na noclegu pod Halą Milenium walnąć Kołobrzeskie Regionalne i kima w aucie do 7:00. Po siódmej w niedzielę pojechalismy na Port coś poszukać na śniadanie, ale wszystko otwarte dopiero od 12:00 więc na dworcu PKP po kawce i hot-dogach i na 10:00 po medaliki za udział i resztę fotek. Nic nie wylosowalim, ale odebraliśmy ze dwa medale extra dla znajomych za udział. Po ceremonii, patrzę a ja nie mam w czym chodzić. Synek jechał w moich butach nie zapinanych, takich do codziennej jazdy i tak cisnął, iż je po prostu rozwalił. Udało się kupić jakieś fikuśne trampki i posterowaliśmy nad morze, na upatrzoną miejscówkę do Rogowa, gdzie ludzia mało. Tam kąpiel, moczenie, arbuzik.... Wygnało nas koło 15:00, bo się chłodno zrobiło. Obiadek - mirunka w Pogorzelicy, lody w Niechorzu, kawa w Płotach i żony siostry u 20:00 w domku.









Reasumując, występ uważam za bardzo udany. Wreszcie wiatr trochę pomógł podokładać tym, z którymi przegrywałem o kilka minut. Ci co są po za zasięgiem dalej zostali. Ale mnie cieszy analiza wyników na poszczególnych PK, gdzie się powoli przesuwałem od 68 miejsca w open na pierwszym PK poprzez 65/63/58 aby na mecie na 55 na 82 którzy dojechali do mety. Startujących było trochę więcej, ale po pierwszym kółku wracali do Kołobrzegu bo patelnia i wiatr. Maraton to maraton i się udało dojechać w stanie używalności, dzięki umiejętnej taktyce siłowo - żywieniowo - dopingującej.
A teraz najlepsze na deser. Zdziwiło Was zdjęcie, skąd ten Puchar ??? Puchar dostał syn, za I miejsce w M1 na dystansie 175 km na rowerze innym. Tylko, że jechał na dystansie 100 km, na rowerze szosowym. Fakt,  pogubił się na trasie, zrobił 127 km w czasie 6:22 (na 175 km lepszy od ojca), ale na wskutek pomyłki sędziowskiej, lub źle działających PK, mądrzy orgowie się nie pokapowali, bo trzeba rano ludzi nagrodzić. My o pomyłce już wiedzieliśmy w sobotę więc siedzieliśmy cicho. Jak go wywołali nikt nie protestował i dali puchar. Niech ma, był bezkonkurencyjny w swojej kategorii i nie wolno młodzieży zniechęcać. I tak powiedział, że przez miesiąc na rower nie spojrzy. My Pucharu nie oddamy, zapłaciłem w końcu za niego całe 60 PLN wpisowego, więc sumienie mam czyste.


Kategoria Maratoniki



Komentarze
lenek1971
| 18:41 poniedziałek, 11 sierpnia 2014 | linkuj No i buty straciłeś :) Po części ten puchar jest również dla ojca ;)
leszczyk
| 12:33 poniedziałek, 11 sierpnia 2014 | linkuj Gratulacje dla Ciebie i rzecz jasna dla syna, 127 km to nie w kij dmuchał.
Na takiej trasie przyjęcie 2ch izochmielatorów w moim przypadku pociagnęłoby za sobą drzemkę w nasłonecznionym rowie, musiałbym brać budzik :-)
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!