Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi coolertrans z miasteczka Goleniów. Mam przejechane 27846.17 kilometrów w tym 26428.76 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.75 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy coolertrans.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2015

Dystans całkowity:524.50 km (w terenie 524.50 km; 100.00%)
Czas w ruchu:27:11
Średnia prędkość:19.29 km/h
Maksymalna prędkość:43.40 km/h
Suma podjazdów:1887 m
Maks. tętno maksymalne:170 (94 %)
Maks. tętno średnie:156 (86 %)
Suma kalorii:22803 kcal
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:58.28 km i 3h 01m
Więcej statystyk
  • DST 159.00km
  • Teren 159.00km
  • Czas 06:24
  • VAVG 24.84km/h
  • VMAX 43.40km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Kalorie 8035kcal
  • Podjazdy 545m
  • Sprzęt Author A4404 Force Edition
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tajny Rajd nad morze...

Niedziela, 30 sierpnia 2015 · dodano: 30.08.2015 | Komentarze 2

Tak wyszło...sorry, że bez fanfar i rozgłosu dla reszty chętnych...ale parę osób się spykło w sobotę coby przejechać się nad morze..póki ciepło jeszcze. My pożegnaliśmy wyjeżdżającą grupkę koło godziny 9:00 spod Biedronki, zrobiliśmy co tam w domu było i po godz. 10:00 byliśmy już w grupie pościgowej. Spotkanie miało być w Wolinie..więc w te pędy puściliśmy się S3 testując świeżo złożoną szosówkę...idzie przecinak. Gdyby nie szutry przed Wolinem koło Ostromic i Troszyna, pękłaby średnia 32 km/h.





Ale i tak w Wolinie byliśmy przed grupą zwiedzającą Stepnicę i wiatraki pod Wolinem (podobna czadowa sesja wyszła). Spod Biedronki w Wolinie wystartowała nas już czwórka. Złapał nas zaraz za Wolinem lekki deszczyk, ale po krótkiej naradzie pomknęlim do Międzywodzia.





Ruch samochodów był trochę większy, ale my twardo nie daliśmy się zepchać na brukowe ścieżki. W Międzywodziu lekka rybka prosto z duńskiego kutra, plaża i deptak i my są w Dziwnowie.


Tam załapaliśmy się na mistrzostwa świata jakiś małych łódeczek (klasa Optymist, czy jakoś tak).


Potem Kamień Pomorski małe lody w Kamieniu i gleba autora na Authorze na zjeździe na plaży w Golczewie foty brak, ran nie stwierdzono. Wcześniej wizyta ze ścieżki w Jurrasic Park..



Później jeszcze Czarnogłowy z pobytem nad jeziorkiem i przez Łożnicę i Niewiadowo powrót do domu.


Mleko jak wiadomo ma najszybszy transport bo inaczej się zsiada..



Tylko na Orlenie pożegnaliśmy tylko jednego szaleńca który wracał na Majowe i cwaniak będzie miał 2 z przodu. Tak więc zrobiliśmy te swoje marne 150 km w czasie przyzwoitym. Zalecenia są takie, że część ekipy się jednak marnuje i ma wskazane wystąpić na Maratonach szosowych.

Sumując szosa jest królową...160 km zleciało jak z bicza strzelił... Author A4404 ver. Blue Force wchodzi do gry...




Kategoria Rajdy rowerowe


  • DST 32.70km
  • Teren 32.70km
  • Czas 02:13
  • VAVG 14.75km/h
  • VMAX 33.50km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Kalorie 1524kcal
  • Podjazdy 185m
  • Sprzęt GIANT CROSS K1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rodzinnie w Calpe de Lupie..

Sobota, 29 sierpnia 2015 · dodano: 29.08.2015 | Komentarze 0

Żona zadecydowała..wszyscy po obiedzie jedziemy gdzieś... Padło na Lubczynę..ale nie po obiedzie, tylko przed. Najpierw wysłali mnie do piwnicy abym rowery im przygotował. Musiałem zmienić dętkę córce, synowi napompować, żonie napompować i nasmarować.. tylko mój rumak nie wymagał niczego. Rodzina zbierała się wyjątkowo długo, jak to z Paniami bywa...Staliśmy jak cepy z synem z godzinę chyba.. nawet kółka zacząłem kręcić wkoło bloku albo włączałem zalegatora na ławce...ile można czekać..


W końcu jakoś się zebrali i wreszcie wyruszyliśmy w stronę Lubczyny.

Najpierw ścieżką a od GPP asfaltem. Wlekli się nie miłosiernie...ledwo 14 km/h, córka coś opóźniała. Dopiero przed Lubczyną ożywiła się i zaczęła coś kręcić.

Na plaży w Lubczynie tłumów już nie było, ale wykąpać się jeszcze było można. Zostawiliśmy rowery w cieniu pod drzewami, młodzież podarła na lody, a my na zmianę brodziliśmy w wodzie. Był jeszcze pomysł na rowerki wodne, ale coś nie można było znaleźć wachtowego. Był za to jakiś event firmowy...robili różne zawody.



Pokręciliśmy się trochę po plaży z godzinę i wróciliśmy bokiem przez Borzysławiec i Komarowo śladem jakubowym.

Na powrocie jakoś reszta nie miała już sił, więc posterowała prosto, a ja skierowałem się na nowy most na Inie na wysokości Domastryjewa. Melduję, że można przejachać, chociaż przed mostem i za nie ma jeszcze asfaltu i roboty trwają. Jakoś się przemyciłem pomiędzy zasiekami na drugą stronę.






Po wydostaniu się na asfalt skierowałem się do miasta próbując ratować marną średnią. Chciałem podjechać na stadion, ale Ina właśnie kończyła IV ligowe zmagania. Ze stadionu pojechałem na Planty obejrzeć artystyczne występy z okazji X lecia miejscowej orkiestry dętej. Akurat występ miała orkiestra z Płot.


W końcu zawinąłem się do domu...obowiązek rodzinny spełniony. Jutro czas na coś poważniejszego i mniej męczącego.
Wystąpili: Adam (l. 48), Jolanta-Genowefa (l.42), Weronika (l.21), Kajetan (l.18) oraz Giant Cross K1, Fischer AluTrekking, Giant Traveller, MBK Concorde..

Kategoria Rajdy rowerowe


  • DST 14.00km
  • Teren 14.00km
  • Czas 00:41
  • VAVG 20.49km/h
  • VMAX 37.20km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Kalorie 622kcal
  • Podjazdy 39m
  • Sprzęt GIANT CROSS K1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Veulta by Night

Środa, 26 sierpnia 2015 · dodano: 29.08.2015 | Komentarze 0

Taka sobie wieczorna przejażdżka po mieście. Ulicami miasta.

Kategoria Treningi


  • DST 43.00km
  • Teren 43.00km
  • Czas 02:01
  • VAVG 21.32km/h
  • VMAX 34.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Kalorie 2091kcal
  • Podjazdy 303m
  • Sprzęt SCOTT Adventure
  • Aktywność Jazda na rowerze

II MTB Nowogard

Sobota, 22 sierpnia 2015 · dodano: 22.08.2015 | Komentarze 0

O godzinie 10:00 udało się opuścić zakład. W domu szybkie pakowanko, numerek przybity został wczoraj i koło 11:30 byliśmy na miejscu. Znaleźliśmy gdzieś miejsce do zaparkowania i podjechaliśmy rowerkiem na start. Start miał być o 12:30 więc pokręciliśmy się trochę po terenie startu obserwując przejeżdżające trzy kółka panie i starsze kategorie M.


Potem spiker wywołał M4 i M5. Poustawialiśmy się gdzieś w środku w oczekiwaniu na start. Po starcie harpagany wyrwały, a ja zacząłem szukać jakiś kompanów do wspólnej jazdy. Jednak na takich trasach nie ma mowy o peletonach czy grupkach. Po promenadzie ustawił się wężyk i zaczęło się tasowanie przy pierwszej górce, gdzie turystom brakło. Mi się udało jakoś wjechać i przesunąć się trochę do przodu. W lesie nic człowiek nie zdziała, za wąsko. Dopiero na asfalcie albo na polnej drodze coś można było poczynić. Słabo to szło bo więcej wyprzedzało, ale co tam. Tak tasowałem się z paroma dojeźdzając do nich pod górką, ale tracąc na asfalcie. Gdzieś w środku 3 kółka dostałem dubla od prowadzącej trójki, a pod koniec kółka doszła mnie jeszcze jedna.
Na ostatnim okrążeniu posilony jakimś żelkiem i chłodzony po każdym okrążeniu wodą na górce jechałem cały czas za dwoma zawodnikami. Na górce jeden już osłabł i na asfalcie był już mój. Przed promenadą udało się dopaść jeszcze jednego, ten na promenadzie się ożywił więc się trzymałem jego koła. Tak dociągneliśmy na promenadzie jeszcze do dwóch, a ja cwane wozidupsko na ostatnich 300 metrach docisnąłem na trekingowym blacie na full i udało mi się odskoczyć.
Czas 2:01 mnie nie powalił, najlepsi zleźli poniżej 1:20...czyli przepaść ale ostatni w kategorii w końcu nie byłem. 43 na 53 szał.
Po przyjeździe dali medalik, poszedłem się przebrać i wziąść talony, na bogato było w porównaniu z zupką z Miedwia. Była zupka, makaron z mięsem i jeszcze kiełbasa. Zupę zjadłem, drugiego chwilowo nie było, więc podszedłem popatrzeć jak brat kręci.


Słabo mu coś jednak szło, inny rywal z kategorii wziął rewanż za Miedwie.

Jak brat zjechał, a ja byłem po drugim poszliśmy się wykąpać w jeziorku. Po kąpieli mały izochmiel na pocieszenie, gdyż przypadła mi rola kierowcy. Poczekaliśmy na losowanie i coś tam z garnków do Gulbinowiczów pojechało, dzięki przytomności bratanicy bo wywołanego numeru brata to jakoś nie słyszeliśmy. Ta była pod sceną i czuwała ..

W końcu nagrody się skończyły i udało się wrócić do auta, zapakować rower, rodzinę i garnki i wrócić na czasówkę Vuelty.
II edycja Maratonu pokazała tendencję rozwojową, jak się powiat dołoży i sponsorzy bo bufecik był o niebo lepszy od Miedwia.






Kategoria Maratoniki


  • DST 11.50km
  • Teren 11.50km
  • Czas 00:50
  • VAVG 13.80km/h
  • VMAX 34.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Kalorie 535kcal
  • Podjazdy 105m
  • Sprzęt SCOTT Adventure
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po pakieciki na MTB Nowogard

Piątek, 21 sierpnia 2015 · dodano: 22.08.2015 | Komentarze 0

Poranek sobotni zapowiedział się pracujący więc podjechaliśmy sobie w piąteczek autem do Nowogardu po pakiety startowe na II maraton MTB wkoło jeziora w Nowogardzie. Do auta przyczepiłem pojazd rowerowy z zamiarem zapoznania się z nieco zmodyfikowaną w stosunku do ubiegłego roku trasą. Po dotarciu i odebraniu pakietów ruszyłem spod parkingu na zapoznanie z tym co czekać będzie jutro.


Trasa zaczyna się koło kąpieliska i wiedzie promenadą czyli kostka brukowa, po 700 metrach mamy troszkę szutru, skręcik na wyboistą łączkę i górka w bramie, tu redukcja bo pod krótki podjazd nie wypada nie podjechać.



Tu zaczyna się tak czterokilometrowy odcinek leśny, z jednym zjazdem do jeziora, wąski i trochę pofałdowany. Potem polne dróżki, czasami z koleinami, i z tumanami kurzu. Kończy się to lekkim podjazdem przy ścieżce rowerowej. Kilkaset metrów i skręt do jeziora i tu trochę jumbo, a wzdłuż jeziora łączna dróżka lekko wyboista zakończona wąskim singielkiem.










Ostatni odcinek to już asfalt po promenadzie, aż do mety. W sumie MTB mało, może połowa...ale zawsze więcej niż na Miedwiu. Tutaj trasa jest bardziej zmienna i według mnie ciekawsza. Tak to sobie w fotograficznym tempie przejechałem jedno kółko, znajdując w razie co ze dwa skróty jakbym jutro zamierzał być zmęczony. Spakowałem się do auta i powiozłem oddać pakiety, gdyż mieliśmy mieć różne godziny startu.


Jutro to trza powtórzyć ze cztery razy.



Kategoria Treningi


  • DST 13.30km
  • Teren 13.30km
  • Czas 00:40
  • VAVG 19.95km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Kalorie 680kcal
  • Podjazdy 123m
  • Sprzęt SCOTT Adventure
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Turysty zrobić Górala..

Wtorek, 18 sierpnia 2015 · dodano: 18.08.2015 | Komentarze 1

Jak z roweru turystycznego roweru zrobić górala na maraton w Nowogardzie ? Bardzo prosto... zanim się FELT do kupy złoży, trzeba mieć dodatkowy zestaw kółek.. zdjąć błotniczki, bagażniczek i mamy pseudo tłenty ninera. W tamtym roku obrobił Nowogard teraz też musi...Korby nie ściągam na mniejszą..czeka na support do FELTA. Tak więc wygląda rower do testów ...całkiem na Smart Samach..musi wystarczyć... w końcu jadziem dla zabawy , a nie dla chwały and glory. Spróbowaliśmy go dzisiaj w miejscowym lesie i przełożenia powinny wystarczyć z dużą tarczą z tyłu...Daje radę na wąskich ścieżkach...


versjon Turistik...


versjon Góral ala tłentyniner na 28...


Ramę FELTA Q520 tanio nabylim... kółka 26 były po śp Focusie...dawcą połowy będzie KTM Capmus (czas porządki  w stajni zrobić) .. jakiś sensowny amor i  hample trza zakupić...i będzie..





Kategoria Treningi


  • DST 58.00km
  • Teren 58.00km
  • Czas 02:27
  • VAVG 23.67km/h
  • VMAX 39.60km/h
  • Temperatura 31.0°C
  • HRmax 170 ( 94%)
  • HRavg 156 ( 86%)
  • Kalorie 2577kcal
  • Podjazdy 213m
  • Sprzęt GIANT CROSS K1
  • Aktywność Jazda na rowerze

5/10 czyli piąty występ na dziesiątym Miedwiu

Sobota, 15 sierpnia 2015 · dodano: 16.08.2015 | Komentarze 4

Wychodzi na to, że to już piąte zmagania na maratonie w Miedwiu. Pakieciki startowe zostały odebrane już w piątek z racji zakupów w Stargardzie. Pakieciki zostały odebrane dla całej rodziny, było nas 4 startujących plus w ostatniej chwili dołączyła do nas 10 letnia bratanica.

Rankiem koło godziny ósmej nastąpiło zapakowanie 5 rowerów na auto i przed dziewiątą byliśmy na miejscówce koło Orlenu. Sprawnie się ekipa rozładowała, w końcu to nie pierwszyzna. Numerki były, ubranka były, więc posterowałem na start aby gdzieś w strefie wbić się w 300 ludzia z M4.



Na starcie oczywiście spotkanie ze znajomymi.. oraz z ekipą FASTA.


O godzinie 10:00 wypuścili nas w końcu na trasę. Najpierw powoli honorowo po promenadzie, dopiero na asfalcie zaczęło się ściganko.

Piewrsze 30 kilometrów to asfalcik z małymi podjazdami. Tutaj próbowano łapać w miarę sensowne pociągi, które by trzymały te marne 30 km/h. Szuter za Koszewem porozdzielał nas co raz bardziej. Dopiero na wysokości Okunicy zawiązała się w miarę równa 10 osobowa grupka, która nie wyrywała do przodu i trzymała równe tempo. Koło bufetu przemklim bez zatrzymania zabierając tylko trochę wody do polewania się. Do Giżyna asfalcik i fajnie się wpadało do wiosek w takim małym tłumie.


Na płytach od Giżyna tempo spadło, bo ani nie wyprzedzisz, puszczasz tylko pierwsze kobiełki od Turowskiego, które dopadły nas na piaszczystej pierwszej górce. Nie cudowalim tylko w tłumie spacerkiem podeszliśmy do płyt i dalej zaczęliśmy wspinaczkę. Później trochę zjazdu i znowu szukanie toru jazdy, łapki tylko trochę zdrętwiały. Byliśmy po żelku i po batoniku przed następnymi górkami na 48 kilometrze. Podjazd podwójny poszedł z marszu, blatu nie brakowało. Na górze trochę wody i znowu na asfalcie podjazd koło Dębiny.
Znowu udało się pod kogoś podczepić pod następnym chyba najgorszym podjazdem koło Rekowa.


Potem jeszcze tylko laski w Jęczydole, piaseczek i wpad na promenadę. Koniec ...czas wyszedł taki sobie czyli 2:27, daje to 4 wynik w mojej historii do rekordu z 2012 brakło 10 minut. W ubiegłym roku było 2:21 czyli starzejemy się nieuchronnie. Na mecie medalik, woda w łapkę. Po drodze do auta napotykamy swoją grupę rekreacyjną, zrobiliśmy zakup czegoś zimnego i poszliśmy się przebrać na obiadek i część piknikową i dekoracyjną.


Po przebraniu się uroczono nas gulaszową i zaczęliśmy piknik. Najpierw grali Specyficzni, a my znaleźliśmy zacienioną miejscówkę pod daszkiem skąd szła muza. Wcześniej zamoczyliśmy nóżki w ciepłym Miedwiu bo nasze kąpielówki chwilowo się gdzieś zapodziały.



Inni już regenerowali siły przed następnym maratonem za tydzień w Nowogardzie.


My zaś z fajnej i zacienionej miejscówki oglądaliśmy ceremonie dekoracji oraz losowanie nagród. Robiąc zdjęcia te ciekawe i nie tylko.




Tu Huzarski wysoko ustawił poprzeczkę dla ścigantów. Nawet bratowa odebrała nagrodę za najlepszy czas w kategorii kobiet SW.

Potem były torty i długa celebracja z medalami i losowaniem nagród. Niestety, nikt z nas z tym roku niczego nie wylosował, nawet marnego żelazka.


Chwała za to organizatorom, którzy potrafią spędzić tyle ludzi dla małej przejażdzki. Po godzinie 20 zapakowaliśmy się do auta gdzie jedyna osoba, która nie spożywała izotochmielu podczas pikniku dowiozła nas do domu.

To nie nasz zestaw bilansowy płynów.




 
Kategoria Maratoniki


  • DST 37.00km
  • Teren 37.00km
  • Czas 02:38
  • VAVG 14.05km/h
  • VMAX 30.00km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Kalorie 1054kcal
  • Podjazdy 120m
  • Sprzęt SCOTT Adventure
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rodzinnie nad morzem...

Niedziela, 9 sierpnia 2015 · dodano: 10.08.2015 | Komentarze 2

Raz do roku tą miejscówkę trzeba zaliczyć i to obowiązkowo z kąpielą. Znacie ścieżkę rowerową Pogorzelica - Mrzeżyno ? z punktem widokowym i z zejściem na plaże ? Polecam na rodzinne letnie wypady. Ramo przygotowałem dwa rowerki, dla siebie i żony i w leniwym tempie gdzieś koło pierwszej wyjechaliśmy samochodem przez Płoty do Pogorzelicy zostawiając po drodze żony siostrzenicę.
Auto zaparkowałem gdzieś w zaułkach Pogorzelicy i pojechaliśmy na jakiś obiadek. W drodze na obiad małżonka jako znana postać spotkała swoich uczniów wraz z rodzicami.


Żona konwersowała a ja poszedłem troszkę dalej zamówić mirunę i fryty, ale miruny tym razem nie było. Po konsultacjach padło na dorsza. Porcje były słuszne bo powyżej 250 g. Cena też słuszna, jako izotonik służył tym razem "miejscowy" wyrób z nadmorskiego browaru Witnica !.


Miejscówka jest nam bardzo znana, gdyż bawiąc kolarsko zawsze się do niej kierujemy.

Po posiłku w końcu skierowaliśmy się na właściwe tory, czyli do wyjazdu z Pogorzelicy, skręcając przy stacji kolejowej w ulicę Leśną. Początkowo są to płyty betonowe, ale potem zaraz ścieżka odbija w prawo w las i lecimy lekkim szuterkiem. Jedzie się dobrze, droga równa. Co chwilę mijaliśmy rowerzystów. Widać ścieżka uczęszczana.



Potem ścieżka znowu wiedzie płytami, a przed punktem widokowym przechodzi w bruk. Na bruku w lewo, trzeba się cofnąć jakieś 200 metrów i w prawo, dojeżdżamy do celu dzisiejszego eventu. Punkt ten jest jakieś 8 km od wjazdu do lasu. Trzeba przyznać, że tyle rowerów, a jestem tam od czterech lat jeszcze nie widziałem. Na górze jest też miejsce postojowe.



W takim tłumie można się w końcu wykąpać. Ja byłem spragniony pierwszej morskiej kąpieli w tym roku i od razu posterowałem do wody, a żona nieśmiało brodziła. Fale nawet były i pływało się piknie. Po kąpieli trochę się poleżało, obserwując jak dwójka plażowiczów szuka w piachu klucza od pokoju... nie pomogłem...
Koło już godziny 18 wydostaliśmy się z powrotem na ścieżkę, najpierw trochę bruku potem litościwie znowu szuter do Mrzeżyna. Do samego Mrzezyna od punktu postojowego wiedzie już kostka brukowa i za mostkiem jest już Port Rybacki z promenadą i bandą turystów.

 


W Mrzeżynie miały być lody, ale skończyło się na sesji zaślubin z morzem, pierogach i pomidorowej, gdzieś na głównej ulicy.



Czas było wracać. Powrót tą samą drogą zajął nam w lekkim tempie spacerowym z dobrą godzinę.



Od Pogorzelicy wbiliśmy się ścieżkę rowerową wzdłuż torów i wylądowaliśmy w Niechorzu, gdzie zwrócilismy do Pogorzelicy do auta. Zapakowałem rowerki na auto i wróciliśmy do Niechorza na lody i gofra plus kawę do chrześnicy ciężko pracującej w lodziarni całe wakacje. 

Jak się okazało chciała się ona zabrać do Płot z chłopakiem po zamknięciu lokalu, więc jako dobry wujek poczekaliśmy do 22 i wróciliśmy do Płot. Do domu udało się wrócić przed 24 , korków już nie było, było za to mnóstwo gabarytów, które co chwila nas zganiały na pobocze.


Kategoria Rajdy rowerowe


  • DST 156.00km
  • Teren 156.00km
  • Czas 09:17
  • VAVG 16.80km/h
  • VMAX 34.40km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Kalorie 5685kcal
  • Podjazdy 254m
  • Sprzęt SCOTT Adventure
  • Aktywność Jazda na rowerze

Expedition Fiszbuła

Niedziela, 2 sierpnia 2015 · dodano: 05.08.2015 | Komentarze 3

O takim rajdzie rowerowym myśleliśmy od dawna. Spod Urzędu Gminy zaraz po godzinie 8:00 w niedzielny poranek wyruszyła grupa 10 rowerzystów w kierunku Stepnicy, gdzie mieliśmy umówioną przeprawę na drugi brzeg tzw. Roztoki Odrzańskiej czyli przedsionka Zalewu Szczecińskiego.

Po drodze dołączyło do nas 2 rowerzystów ze Szczecina. Na nabrzeżu za amfiteatrem czekały już na nas przybiernowskie rącze rowerzystki.



W sumie na dwie łódki zaokrętowało się nas 15 osób wraz z rowerami. Po około godzinnej podróży gdzie delektowaliśmy się widoczkami dopłynęliśmy do rybackiej przystani w Trzebieży.






Zaraz po desancie skierowalismy się do Nowego Warpna przez brukowe Brzózki. W Nowym Warpnie po zwiedzeniu promenady wylądowalismy na porannej kawie i nie tylko w knajpce przy miejskiej plaży. Część zdążyła zażyć kąpieli.




Potem skierowalismy się na mostek graniczny na Rytce. Do mostku wiedzie fantastyczna ścieżka rowerowa. Na granicy pamiątkowe foty i jesteśmy już w Niemczech.


W Rieth fiszbuły nie było, była za to wieża widokowa na Zatokę Nowowarpieńską. Przez Warsin dotarliśmy do Altwarp czyli Starego Warpna. Tutaj znaleźliśmy lokalik z ale fiszbuły nie było. Jednak po chwili miła pani chyba Polka, ulitowała się nad nami i fiszbuły się cudownie znalazły.




Po krótkiej odsapce skierowaliśmy się do Uckermunde, gdzie na ryneczku były lody i szejki, ale obsługa była jakaś lekko zamulona. Potem znaleźliśmy sławną ławeczkę, a na kanale odnaleźliśmy łódkę, które również serwowała fiszbuły.



W planie mieliśmy jeszcze zobaczyć plażę miejską ale czekała nas jeszcze długa droga powrotna do Szczecina.




Wracaliśmy asfaltami przez Eggesin i Ahlbeck do Dobieszczyna. Nie mielismy już szans na pociąg koło godziny 20:00. Więc część zawezwała posiłki samochodowe aby je zabrać z granicy. 12 osób twardo jednak pruło dalej gdzie zatrzymaliśmy się jeszcze na postój w Tanowie.

Przygotowani już bylismy jeszcze na rowerowy powrót do Goleniowa, ale podczas realizacji transferu tramwajem z Głebokiego internety podpowiedziały nam, że mam ostatnią szansę o godz 21:16. Równo o 21:00 pojechaliśmy na Dworzec z Bramy Portowej gdzie sprawnie udało się kupić 8 biletów i zapakować do pociągu na Kołobrzeg. Jak się okazało wielkim problemem dla PKP a zwłaszcza panów konduktorów jest przewiezienie 8 rowerów w sezonie. Musieliśmy się z rowerami porozkładać po całym składzie, dodatkowo pociąg kwitł jeszcze dobre 30 minut czekając na zapóźnione pociągi. W końcu koło 22:udało się dotrzeć na metę czyli pod Urząd.

Sumując cały ten UltraRajdzik, bo nie którym pękło 200 km, a reszta miała gdzieś po 155/160 km i przy pieknej pogodzie cele zostały osiągnięte czyli Fiszbuły namierzone. Tylko nie planowaliśmy aż tylu kilometrów.


Kategoria Rajdy rowerowe