Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi coolertrans z miasteczka Goleniów. Mam przejechane 27846.17 kilometrów w tym 26428.76 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.75 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy coolertrans.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 32.80km
  • Teren 32.80km
  • Czas 02:30
  • VAVG 13.12km/h
  • VMAX 24.00km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Kalorie 546kcal
  • Podjazdy 123m
  • Sprzęt SCOTT Adventure
  • Aktywność Jazda na rowerze

Valiojäätelöä olkaa hyvä ! - W krainie lodu !

Niedziela, 8 lutego 2015 · dodano: 08.02.2015 | Komentarze 1

To nic,że dzisiaj wiatr wiał mocno.... od dwóch dni trwały przygotowania w postaci włożenia dętki, z której nie schodzi powietrze w tylnim kole. W końcu po trzech przymiarkach i wywaleniu w końcu tych łatanych wpakowałem lekko za dużą rozmiarowo, ale udało się. Dzisiaj rano powietrze było. Scott został uzimiowiony w postaci gustownych błotniczków, przełożyliśmy z Crossa Gianta sztycę z siodełkiem i bagażnikiem, nie ma to jak kompatybilność podzespołów.
Trasa miała wieść szlakiem okolicznych oczyszczalni. Najpierw na Matejki koło miejscowej wytwórni i dalej wzdłuż Iny lewym brzegiem w kierunku do Domastryjewa. Tutaj na tym odcinku dokonano pierwszego w tym roku podwójnego tulupa, czyli gleba, spadanie ala Gollob opanowane. Ocena za wrażenia artystyczne, dostateczna. Pod mostem na S3 przeprawa, górną półką, poziom wody wysoki.



Zaraz za mostem skończyła się jako taka dróżka, został tylko single track wzdłuż Iny. W planie było dojechać do Inininki, ale nahle ślad się urwał i zamiast odbić do lasu pchaliśmy się dalej w bezdroża...W końcu liczba krzaków, trzcin, połamanych drzewek i kanałów spowodował, że musieliśmy się w końcu poddać.


W końcu ugrzęźlim na dobre, aż się rower gdzieś zawiesił, więc przycuplim na chwilę.





Po otrzepaniu się z dziadów postanowiliśmy przedzierać się do ściany lasu, w stylu sarenki, a raczej łosia poszliśmy na szagę bez kępy suchych traw, aż dotarliśmy do zalanych skutych lodem łąk. Widoki jak na Alasce, więc pchamy Scotta asekuracyjnie, niestety suchą nogą nie przeszliśmy, w okolicach wysepek drzew, które obierane były jako punkty pośrednie lód był kruchy i oba buty po kostkę wpadały w wodę.





Kulminacja podtopień była na ostatnim odcinku kiedy skraj lasu był bliski. Wtedy poszliśmy po bandzie niczym lodołamacz Legiony Ulicy.



W końcu się wydostaliśmy na suchy ląd. Oparliśmy pojazd o drzewo, zdjęliśmy butki i wykręciliśmy po parze skarpet. Armagedon zakończony. Wbiliśmy się w końcu w znajome ścieżki i dotarliśmy do "Polski w budowie" czyli ruin fermy kurzęcej w Nadrzeczu. Tutaj dostaliśmy natchnienia na tytuł wyjazdu z jakiegoś śmiecia typu lodówka czy coś tam.







Koło fermy odbiliśmy na Komarowo i szlakiem konnym wyjechaliśmy we środek wsi. Tutaj odbiliśmy w stronę drugiego obiektu skażonego biologicznie. Po obszczekaniu nas przez piesia pojechaliśmy do centrum wsi w nadziei, iż jakiś sklepik jest czynny celem pokrzepienia duszy, ale nic z tego.







 Z Komarowa udaliśmy się leśnymi skrótami w kierunku drogi na Rurzycę oraz torów kolejowych. Ścieżki leśne o różnym poziomie zaśnieżenia i oblodzenia ale twarde i dobrze się jechało, na górkach trzeba było trochę uważać aby nie ponieść się fantazji i zaliczyć kolejną glebę.







Po dotarciu do linii kolejowej przed przerzuceniem rowerka na drugą stronę zrobiliśmy mały peroformans w oczekiwaniu na Pendolino, ale nie chciało nadjechać. W końcu przekroczyliśmy tory na wysokości baru koło wiaduktu i dostaliśmy się na piękną lodową autostradę, na pozostałościach drogi nr 3. Pendolino przemkło ale chyba towarowe było.












Autostradę lodową pokonaliśmy bez strat własnych, jadąc bokiem albo w stylu hulajnogi, tak dotarliśmy do węzła drogowego i za wiaduktem odbiliśmy trochę w las. Tam klucząc po leśnych ostępach niczego nie podejrzewając zrobiliśmy podnoszonego rittbergera. W końcu udało się wyjechać w Krzewnie i już jesteśmy na Żeromskiego. Na mieście triumfalny wjazd, zdjęcia rodzącego się w zachodach słońca targowiska miejskiego i do domu bo wyznaczony 3 godzinny limit podróży się kończył (wyznaczony przez małżowinę).






Dzisiaj MAMIL testował kurtkę rowerową z Lidla, nabytą na aledrogo za 1/3 tego co było. Kurtka się sprawdziła, w końcu czarne wyszczupla, szczelna jest, tylko trzeba ze dwie warstwy pod nią ubrać. W nagrodę za zmoczone stopki odpaliliśmy grzańca.













Kategoria Rajdy rowerowe



Komentarze
leszczyk
| 19:52 niedziela, 8 lutego 2015 | linkuj Masz fajną oddychającą kominiarę, grzaniec rulez :-)
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!