Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi coolertrans z miasteczka Goleniów. Mam przejechane 27846.17 kilometrów w tym 26428.76 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.75 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy coolertrans.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2013

Dystans całkowity:876.90 km (w terenie 876.90 km; 100.00%)
Czas w ruchu:45:30
Średnia prędkość:19.27 km/h
Maksymalna prędkość:61.00 km/h
Suma podjazdów:981 m
Suma kalorii:29370 kcal
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:67.45 km i 3h 30m
Więcej statystyk
  • DST 65.00km
  • Teren 65.00km
  • Czas 04:28
  • VAVG 14.55km/h
  • VMAX 34.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Kalorie 2860kcal
  • Podjazdy 330m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rajd Czarnogłowy/Przybiernów

Sobota, 8 czerwca 2013 · dodano: 09.06.2013 | Komentarze 0


Dawno już grupa Sobotoaktywnych razem nie jeździła, więc pojechaliśmy na rekonesans nad czarnogłowskie jezioro. Po raz pierwszy gościła z nami moja małżonka. Najpierw w lesie oblaliśmy Zenka urodziny. W Czarnogłowach obejrzeliśmy występy nurków. Później zatrzymaliśmy się w przydrożnej knajpie pod Przybiermowem i lasami oraz szosą wróciliśmy przez Borowik i Widzeńsko na domciu. Z braku czasu nie zajechaliśmy nad jezioro w Przybiernowie. Żona dała radę i tempo jazdy jej nawet przypasowało.







Kategoria Rajdy rowerowe


  • DST 201.70km
  • Teren 201.70km
  • Czas 12:11
  • VAVG 16.56km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Kalorie 10000kcal
  • Aktywność Jazda na rowerze

Berlin - Sternfarht 2013

Niedziela, 2 czerwca 2013 · dodano: 03.06.2013 | Komentarze 0


Na Sternfahrt wybierałem się od dwóch lat, ale zawsze coś przeskadzało. W tym roku był on od dawna w kalendarzu imprez i nie było bata aby nie pojechać. Po powrocie o 16 z maratonu w Niechorzu i oglądnięciu meczu Iny, odebraniu żony z występów o 21:15 pojechałem do Szczecina. Już w pociągu zonk, patrz do czego służą stojaki.
Na Placu Lotników byłem dość wcześnie, ale miałem czas na uzbrojenie maszyny w stosowne nocne oświetlenie. Zaczęli się zbierać ludzie z RS, oraz Niemcy z ADFC, którzy mieli prowadzić nas bez Niemcy do Eberswalde.
Po północy wyruszyliśmy w dwóch grupach w stronę Rosówka i dalej landówką przez Garz. Niemcy okazały się turystami, błądzili, pchali nas na bagna. Dobrze że nasi ludzie znali trochę szlaki rowerowe koło Schwedt, bo byłoby cienko. Nad ranem zaczął siąpić deszcz i pod pierwszymi górkami jakieś 30 km od Eberswalde, Niemki zrobiły kaput, banany miały zatrute. Chwila dezorientacji bo Niemcy zajęli się upadłymi, a nikt z Rowerowego Szczecina nie kwapił się do prowadzenia. Ni stąd i owąd zostałA nas trójka na czele, Ja, Sławek , jakiś starszy pan na Vintage Colnago i się zaczęło. Miałem GPS z mapą Niemiec (szacun Osmand + mapa Branderburgi) i posterowaliśmy do Eberswalde nie oglądając się na nikogo. Darliśmy jak głupie, nikt nie wymiękał, z górki waliliśmy po 50 km na godzinę, ale pod górkami trochę zostawałem (ja już byłem po maratonie w Niechorzu). Do Eberswalde wjechaliśmy już razem, ale ja po piknym finiszu pierwszy wjechałem o 6:48 na Banhof Eberswalde.
Po nas za jakieś 20 min przyjechały Niemki busem, oraz zaczęła się zjeżdżać reszta rozproszonej ekipy. Ja miałem czas to się zapytałem Pana Maszyny Co Bilety Sprzedaje o powrotne tickety z Berlina, gdyż nie byłem hardcorem i nie planowałem powrotu na dwóch kółkach. Szybka narada z Marcinem i chłopakami ze Szczecina i Polic i była nas piątka na Branderburg Ticket. Za całe 55 Ojro nabyłem więc za zrzutę Tickety i kazałem się im pilnować, bo teraz to ja jestem Szefem wszystkich Szefów.
O 8 wyruszyliśmy już z miejscowymi oraz z resztą Polaków, którzy przybyli porannym pociągiem w stronę Berlina. Siąpiło cały czas, ale twardo jechaliśmy i nikt nie narzekał, w końcu ja wiedziałem po co jadę. Po drodze zbieraliśmy następne grupy wg rozkładu jazdy i około 12 dotarliśmy na przedmieścia Berlina. Dalej lawirując uliczkami Berlina, cały czas waląc jednym pasem, który zabezpieczała cały czas BundesPolizei (szacun, tyle motorów i policji nie widziałem), czułem się jak Putin jadący na koronację, dotarliśmy do wjazdu do tunelu na A100.
I tutaj się zaczęło, transowa muza, tysiące rowerzystów (ADFC mówi o około 100 tys.) poszło przez 2,5 km tunelem z dzikim rykiem i wrzaskiem wolności (sam darłem gębę). Warto było jechać 170 km dla tej atrakcji. Po wyjeździe z tunelu posterowaliśmy pod Bramę Brandenburską i 3 km dostaliśmy pecha gdyż Marcin złapał kapcia (takie szkiełko się wj...bało). Ale dotarliśmy pod bramę trochę spóźnieni gdy wszyscy się rozjeżdzali. Walnęlim fotę, Berlin zdobyty i pojechaliśmy na dworzec główny aby oblukać powrót. Pociąg mieliśmy o 17:34, więc pojechaliśmy pod Alexanderplatz coś wszamać i się wysuszyć w ciągu 1,5 h. Zjedlim co kto chciał, czy miał (ja tam preferuje ostatnio frytki z posypką plus wursta) i pojechaliśmy na dworzec. Na dworcu poszedłem się w końcu wysikać i kupić jakieś Beer na podróż. Chłopaki to się mało nie zsikali ze strachu jak pociąg miał wjeżdżać na peron, a ja utkąłem pod kasami w Kaiserze. (4 telefony). Ale się udało, wsiedliśmy jako jedyni rowerzyści do pociągu i powieźli nas do Angermunde, tam 40 minut czekania i o 20:30 byliśmy w Szcecinie, Chłopaki byli już mocno zmęczeni bo snęli w pociągu. Pożegnalim się do najbliższej Niedzieli (może się spotkamy na Święcie Cyklicznym). Z Marcinem tramwajem dotarliśmy na Basen Górniczy i stamtąd już sam ostatnią ścieżką rowerową dotarłem do Dąbia na Orlen, skąd po godzinie odebrała mnie małżonka. Tak dokręciłem jednego dnia poraz pierwszy w życiu ponad 200 km na dobę. Wyszło mi 201,7 km, czas w siodle 12:11, czas od wyjazdu z domu do powrotu 26 h. Przyjechałem do domu i padłem jak kawka.
Reasumują wyjazd rewelka, ale na drugi rok lepiej jest rozłożyć siły i pojechać pociągiem do Eberswalde (koszta takie same), potem do Berlina i pokręcić się więcej po Berlinie, byle by lepsza pogoda (ale dla rowerzysty nie ma złej pogody, tylko jest źle ubrany).

Stojaki dla rowerów wg PKP (a ja dostałem opierdol, gdzie się pcham z rowerem)

Zbiórka na Placu Lotników.

Postój na granicy.

Na szlaku Odra-Nysa pod Schwedt.

Padnięte Niemki z busa.

Parking dla Rowerów na dworcu w Eberswalde.

Zbiórka w Eberswalde.

Polska biało-czerwoni (tu ekipa policka)

Na trasie do Berlina.

Obrzeża Berlina.

Ja w Berlinie.

Przed wjazdem do tunelu.

Kapeć Marcina.

Berlin zdobyty (pięciu pancernych).


Kategoria Rajdy rowerowe


  • DST 74.50km
  • Teren 74.50km
  • Czas 02:23
  • VAVG 31.26km/h
  • VMAX 48.50km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Kalorie 3279kcal
  • Podjazdy 175m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Niechorze - "dogonić Marzenkę"

Sobota, 1 czerwca 2013 · dodano: 03.06.2013 | Komentarze 4


Pierwszy maraton szosowy w tym roku. Do Niechorza przyjechałem lekko spóźniony bo źle nastawiłem budzik. Ale zdążyłem odebrać pakiecik i o 10 wystartowałem ze swoją grupą. Po 6 km grupa odjechała, a ja do Gryfic ciągnąłem jakiegoś młodego towarzysza na MTB. Przed Gryficami udało się dogonić część poprzedniej grupy, gdzie jechała Marzenka, czyli cel osiągnięty. Udało się też zgubić towarzysza. Do Gryfic średnia bomba ponad 34 km/h. Trochę gorzej do Świerzna bo zaczęły się górki i lekki wiaterek, średnia spada. Za Świerznem dogoniło mnie dwóch miłych panów z którymi się zabrałem na resztę trasy. Średnia dalej spada bo w tę stronę zawsze wieje, choć mniej niż poprzednio. Ale dzięki współpracy jakoś dotarliśmy do mety, a nawet dali wygrać finisz (i tak mieli przewagę).
Wyniki: czas 2:23:33, średnia 31,35 km/h - jak dotąd najlepsza w karierze. Miejsca 93/168 OPEN, 23/29 kat. M4S.
Po zawodach grochóweczka, i w długą do domu bo o 17 na mecz Iny (spikerka) i o 21 wyjazd na Zlot Gwiaździsty do Berlina. Meksyk.

Kategoria Maratoniki