Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi coolertrans z miasteczka Goleniów. Mam przejechane 27846.17 kilometrów w tym 26428.76 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.75 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy coolertrans.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 81.80km
  • Teren 81.80km
  • Czas 06:13
  • VAVG 13.16km/h
  • VMAX 34.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Kalorie 3432kcal
  • Podjazdy 358m
  • Sprzęt GIANT CROSS K1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kiedy Bóg zasypia..

Niedziela, 8 listopada 2015 · dodano: 09.11.2015 | Komentarze 1

Plan był prosty. Wyjechać po 12:00 i wrócić koło 16:00, przy okazji zrobić też trochę kilometrów. Po czwartkowym salcie na FELCIE bóle barku minęły lekko, wyszły tylko aliganckie siniole. Mogło być gorzej. Pogódka się też zapowiadała więc nie pchaliśmy się na Felta, tylko sprawę postanowiliśmy załatwić crossem.


Dzisiaj jest więcej filoletu.

Najpierw potoczyliśmy się asfaltem w stronę Bolechowa. Mieliśmy jechać przez Bącznik, ale nie chcieliśmy dać się obszczekać przez pieski koło leśniczówki, więc pojechaliśmy sobie przez Stawno i przed Iną odbiłem w lewo na leśną ścieżkę do Sowna. Gdzieś od połowy  ścieżki zrobiła się wręcz autostrada, lasy coś tam remontują i poprawiają, wyryli sporą szerokość.

Po drodze oczywiście foto na tle wypalonego pnia.


Dróżka od połowy wygląda tak.

Nawet przy niedzieli silniki były jeszcze ciepłe. Widać terminy gonią. Dojechaliśmy do betonówki na Chociwel i zaraz za drugim mostkiem skręciliśmy sobie na Poczernin. Najpierw kawałek laskiem a potem polną drogą, częściowo brukowaną. Po drodze minęliśmy okazały pomniczek MB.

gar
Potem przemknęliśmy przez Poczernin i następną wieś aż do Lubowa, gdzie asfalt odbija do Żarowa. Od Żarowa dostaliśmy się już dróżką rowerową do centrum Stargardu.


Stargardu sobie nie oglądaliśmy, w jakiejś Małpce zrobiliśmy małe zakupki płynów i żelów. Skierowaliśmy się na Morzyczyn, koło Tesco wbiliśmy się na ścieżkę i przekroczyliśmy mostkiem S10 mijając po drodze grupki rowerzystów, znaczy się była pogoda. Od Zieleniewa aż po Morzyczyn podziwialiśmy Krainę Komisów Samochodowych. Stargard to jakieś zagłębie chyba...


W końcu dotarliśmy nad Miedwie. Tu na promenadzie sporo "kuracjuszy" i spacerowiczów. W końcu udało się znaleźć zaciszną miejscówkę aby porozmawiać z bacą.

Przystanek Ryby pod okupacją...nie rowerzystów..


Zaczem nie wjadziem...


Woda spokojna
Po krótkiej rozmowie z bacą ...obraliśmy sobie kierunek Kobylanka. W Kobylance na Reptowo, Cisewo i Wielichówko w stronę Sowna.
W Kobylance wizyta w lapidarium, zresztą jest i trochę na tej trasie. W Reptowie przekroczyliśmy linię kolejową i asfalcikiem do Cisewa. Od Cisewa do Wielichówka i Sowna dróżka troszkę się podziurawiła, ale dla crossa nie ma to tamto.

Kobylanka..


Reptowo




W końcu dotarliśmy do Sowna, ścigając się po drodze z wiejskim MTB, gdzie na koszyku butelki mu dzwoniły że hej... Cel miał ten sam, ale ja byłem pierwszy i młodzian pod sklepem złożył należny szacunek, mówiąc iż się zasapał...


No i tu zasadniczo bajka się skończyła w Sownie, a zasadniczo za Sownem w stronę Wielgowa...na leśnej ścieżce gdzieś w półmroku trafiło nas spojrzenie Strzygonia...kapeć tył, kapeć tył...Ale co tam mieliśmy przecież dętki, łyżki, pompeczkę. Ochoczo zabraliśmy się do wymiany dętki. Dętka zmieniona, nawet kibic zajechał i gadał, że on już tyle przejechał i nie wie co to kapeć...Pokibicował i pojechał, a my zaczęliśmy pompować i dupa blada, pompką na pokładzie to można coś przedmuchać... i tyle..

Nic do koła z powietrza nie chciało wejść...ciemno w lesie ...Więc co ....spacerek do Wielgowa. Z lacza wyszło coś około 7 km, minęły mnie z dwa auta, ale nawet nie zatrzymywałem bo jak miałby jakąś pompkę na pokladzie to presty i tak nie napompuje bo nie mam adaptera...Więc tak sobie przeszliśmy wzdłuż alejki brzozowej oraz torfowiska w oczekiwaniu na ataki leśnych stworów i upiorów...Niestety, zapowiedź wyboru strasznego ministra obrony skutecznie zniechęciła do działania wszelkiej maści strzygi, wąpierze i inne południce, dziwożony lub lesze...wymiotło czy co ?


Tak sobie dotarliśmy lasem i ulicą Wiślaną do przystanku komunikacji miejskiej. Linia 73...dziękujemy MZK.., nawet nie czekaliśmy długo, zaraz pojawił się autobusik. Hyc do niego, karta zagadała i za całe 3 PLN dotarliśmy do Dąbia do dworca PKP. Po drodze telefon do żony, która "bawiła" ...dosłownie dzieci siostry na Kijewie czy nie wraca zaraz, ale nie. Więc nic nie mówiąc nabyliśmy dla siebie i rowerka bilecik i czekaliśmy sobie na pociąg.



W oczekiwaniu na pociąg postanowiliśmy skorzystać z niebywałej promocji w pobliskim lokalu...Zgłodnieliśmy, a że dawali fasolkę, to grzechem było nie skorzystać. Nawet do fasolki, piwa oraz fajki kumple byli od razu...każdy z nich kiedyś jeździł rowerem..


Po tak obfitej kolacji nadjechał zapóźniony IMPULS...i po 21:00 byliśmy w domu, gdzie leżała sobie właściwa pompka.

Lokalik 7*



Amen. Oczywiście w piwnicy kółko jeszcze napompowalem pompeczką stołową.





Kategoria Rajdy rowerowe



Komentarze
leszczyk
| 12:17 wtorek, 10 listopada 2015 | linkuj Ładny wypad, szkoda, że z takimi przygodami. Mogłeś do Krzyśka Bladoszewskiego zadzwonić - miał do Ciebie najbliżej... Ale dzięki temu zjadłeś fasolkę na mocno po karpacku, zawsze trzeba dostrzegać plusy wśród minusów...
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!