Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi coolertrans z miasteczka Goleniów. Mam przejechane 27846.17 kilometrów w tym 26428.76 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.75 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy coolertrans.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 91.70km
  • Teren 91.70km
  • Czas 06:44
  • VAVG 13.62km/h
  • VMAX 32.80km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Kalorie 4312kcal
  • Podjazdy 270m
  • Sprzęt GIANT CROSS K1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyprawa Rugia - Dzień 01

Piątek, 24 czerwca 2016 · dodano: 29.06.2016 | Komentarze 0

Na pierwszy dzień przewidziany był do przejechania zachodni odcinek wyspy od Straslundu do Dranske, z krótkim pobytem na wyspie Ummanz. Udało się wpakować sakwy do busa i z lekkim bagażem byliśmy gotowi na rozpoczęcie. Jakieś tam foty na starcie i ruszamy. Przejechaliśmy może 500 metrów i stajemy pod Penny...Why...Jeden ze Stargardu na Rowery, temu co noga na rajdach podaje zatrzymał się na lampie. Rozbity rowerek i odwieźli go na obserwacje z podejrzeniem. Resztę drogi spędził w busie, resztę rajdu na elektryku. W końcu udało się jakoś ruszyć i wjechaliśmy na most i na samą wyspę. Na początku wyspy rozpoczęła się seria gum wśród uczestników, czołówka rajdu wymkła na przód, a my zamykamy i zbieramy maruderów i pechowców. Ślad szlaku był...






Tak się snujemy na końcu, stajemy co chwila, nam się nie śpieszy. Obiecaliśmy Prezesowi zamykać przynajmniej do promu. Znowu ktoś tam łapie gumy...jedziemy na końcu. Nagle jakaś 4 cud urody niedzielnych skręca bez powodu w prawo, ani tam znaku, ani tam śladu. Wysyłam za nimi kolegę, aby ich zawrócił....wrócili, nawet się nie odezwali dlaczego tam pojechali, tylko jeden osioł jak mu kazałem jechać z przodu ..coś tam mruczał i się sadził....widać słonko już pod beret weszło  plus małe pifo ? Nie dość, że człowiek się stara a tu taki niemiły odzew...(o ten na zdjęciu w sandałkach - osiołek)




Skręcili w drogę w krzaki..


Kolega ich na łączce...

W końcu dojechaliśmy na wyspę Ummanz, a zasadniczo do miejscowości Waase...Było wcześnie, coś koło 10:00 i stado poszło szukać kawy, albo, piwa. Wszystko pozamykane, ale obiecano nam, że się zaraz wszystko wyklaruje. Gówno tam, typische DDR frau najpierw nie wiedziała po ile sprzedawać z kija, potem nie wiedziała za ile, potem nie miała reszty...Moja cierpliwość się skończyła. Trochę godności...nie będziemy się zabijać o zimne piwo za 4 EUR. Pojechaliśmy solo na objazd wyspy, ale w odwrotnym kierunku. Nudna wyspa...W końcu znajdujemy jakąś przy campingową knajpkę i w samotności z cieękim sercem wywalamy 5 EUR na zimne bro i co.. . Ale wypiliśmy za to bez tłumów. Wróciliśmy do Waase, część czekała, część pojechała na wyspę. My zrobiliśmy Brexit do Gingst, najbliższego miasteczka gdzie musiała być "cywylyzacja".






W Gingst uratowani. W jakimś tam sklepiku koło rynku nabywamy po ludzkich cenach 2 bro, 3 wursty, 1 flasche water..za 3,60 ...Obiad był. Po konsumpcji obraliśmy kierunek zgodnie ze szlakiem do Trent..i powoli dotarliśmy na prom jakąś wietrzną szlakową landówkom na Wittower Fahre. Spytaliśmy w budce czy kolo widział jakąś dużą grupę kolarzy, ale nie. Przeprawiamy się z rowerkiem za 2,40 EUR  na drugą stronę i czekamy, czekamy...Prom obrócił coś z 6 razy a nikogo nie widać. Z ratownikiem spożyliśmy więc już jedno ciepłe bro..







Tak sobie patrzymy na mapę i na GPS do Deanske mamy 17 km. Więc jedziemy wzdłuż zatoczki...Co chwila wpadamy w jakieś drobne roje muszek, albo innej szarańczy...spuszczamy głowę i kręcimy, kręcimy zabijając po drodze setki milionów owadów. W końcu przebiliśmy się do Wiek.




W końcu zaczeliśmy sobie zweidzanko miasteczka. Zaczęliśmy od kościółka i ryneczka, później promenada i portowa przystań. Naszła nas ochota na wursta więc się skusiliśmy. Czekamy, czekamy na resztę, ale byli dopiero przed promem. Postanowiliśmy więc toczyć się na miejsce noclegu. Zbliżaliśmy się do cyfry 200, żar się leje koło 16...po co się męczyć...swoje zrobimy...Mamy rajdowe 200 w sezonie w 24 h..

W Wiek przywitała nas miejscowa orkiestra..

Kościołek św. Grzegorza na szlaku ceglanego gotyku...może kiedyś..






Trup ścielił się gęsto..


Pokrzepieni wu and bro...jedziemy, mijamy szkółkę dla narciarzy z żaglem...kittersów...ciekawe. Mijamy jescze jakąś przystań i lądujemy na przedmieściach miasta u stóp Normy. Myślę zrobimy zakupy odrazu na wieczorną integrację...walimy w drzwi ...open the door...ta...otwarcie uroczyste w poniedziałek...odpuściliśmy. Szukamy ulicy z noclegiem, a Czesław gada, że właśnie jesteśmy na jej początku...Jedziemy, jedziemy i ukazuje się nam młodzieżowy hostel...otwarty, a w nim nikogo...nikogo. Postawiliśmy rower i poszukaliśmy toileta  aby w końcu sobie usiąść. Po wyjściu zjawił się menago i właściciel przybytku.









Od gościa zdobyliśmy klucze..do pokuju 6 osobowego, zrzuciliśmy bety...zagadaliśmy o interesach ...i cenach lokali...zapytaliśmy o sklep..Mówi Norma...byliśmy...ta z tyłu jest jescze stara w trakcie przenosin. Więc mieliśmy jeszcze trochę sił i wróciliśmy się po prowiant na wieczór...miał być grill. Po powrocie udało się wykąpać, w końcu ręcznik był na pokładzie ..i czekaliśmy na resztę pościgu. Koło 17 dojechał jeden z tych co razem żeśmy zamykali rajd...miał więcej na liczniku o jakieś 50 km...(grupa szosowa). Za 30 minut dojechała reszta i zaczął się korowód kto gdzie śpi...My byliśmy panami sytuacji i szybko dokoptowałem trójkę.





Kiedy inni się myli i szykowali na grilla, nasz pokój poszedł na plażę celem zatopienia pierwszych ubotów. Plaża kamienista...o kąpieli nie było mowy. Posiedzieliśmy trochę topiąc ubooty. Wróciliśmy akurat na rozpoczętą integrację. Integracja była bardzo wylewna...dobrze, że koło 23 zgoniła ich do lokalu obfita burza. Nie łaziliśmy po ośrodku, nie biliśmy młodzieży holenderskiej. Zdobyliśmy za to informację, gdzie oglądamy jutro mecz: 15:00 Caffe Sport Sassnitz....wszystko załatwione...


Zestrzelony wodnopłat przez dzielną załogę...w dłoniach końcówki torped...cola z czymś tam jako bazą.. podkład był..






Fragmenty trasy:








Kategoria Rajdy rowerowe



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!