Info

Więcej o mnie.







Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2018, Maj1 - 0
- 2018, Kwiecień6 - 0
- 2018, Marzec1 - 0
- 2018, Luty2 - 1
- 2018, Styczeń2 - 2
- 2017, Grudzień2 - 0
- 2017, Listopad3 - 0
- 2017, Październik3 - 0
- 2017, Wrzesień5 - 0
- 2017, Sierpień11 - 0
- 2017, Lipiec5 - 0
- 2017, Czerwiec2 - 0
- 2017, Maj8 - 0
- 2017, Kwiecień7 - 4
- 2017, Marzec2 - 1
- 2017, Luty5 - 0
- 2017, Styczeń2 - 0
- 2016, Grudzień3 - 0
- 2016, Listopad4 - 1
- 2016, Październik5 - 1
- 2016, Wrzesień10 - 7
- 2016, Sierpień10 - 2
- 2016, Lipiec6 - 0
- 2016, Czerwiec9 - 7
- 2016, Maj8 - 6
- 2016, Kwiecień9 - 18
- 2016, Marzec7 - 11
- 2016, Luty2 - 2
- 2016, Styczeń5 - 1
- 2015, Grudzień10 - 5
- 2015, Listopad7 - 5
- 2015, Październik8 - 13
- 2015, Wrzesień8 - 16
- 2015, Sierpień9 - 12
- 2015, Lipiec7 - 18
- 2015, Czerwiec9 - 16
- 2015, Maj11 - 24
- 2015, Kwiecień13 - 21
- 2015, Marzec7 - 12
- 2015, Luty2 - 2
- 2015, Styczeń5 - 3
- 2014, Grudzień9 - 9
- 2014, Listopad2 - 6
- 2014, Październik5 - 10
- 2014, Wrzesień4 - 6
- 2014, Sierpień15 - 34
- 2014, Lipiec11 - 15
- 2014, Czerwiec9 - 28
- 2014, Maj8 - 13
- 2014, Kwiecień6 - 16
- 2014, Marzec7 - 7
- 2014, Luty6 - 3
- 2014, Styczeń8 - 0
- 2013, Grudzień4 - 0
- 2013, Listopad1 - 0
- 2013, Październik7 - 1
- 2013, Wrzesień4 - 3
- 2013, Sierpień9 - 4
- 2013, Lipiec11 - 8
- 2013, Czerwiec13 - 11
- 2013, Maj12 - 7
- 2013, Kwiecień11 - 14
- 2013, Marzec5 - 6
- 2013, Luty4 - 2
- 2013, Styczeń3 - 5
- 2012, Grudzień6 - 2
- 2012, Listopad4 - 0
- 2012, Październik2 - 0
- 2012, Wrzesień1 - 0
- 2012, Sierpień5 - 2
- 2012, Lipiec6 - 0
- 2012, Czerwiec5 - 0
- 2012, Maj9 - 0
- 2012, Kwiecień4 - 0
- 2012, Marzec1 - 0
- DST 25.00km
- Teren 25.00km
- Czas 02:02
- VAVG 12.30km/h
- VMAX 25.00km/h
- Temperatura 30.0°C
- Sprzęt GIANT CROSS K1
- Aktywność Jazda na rowerze
Kaszubskie rowerowanie - wkoło Przywidza
Niedziela, 20 lipca 2014 · dodano: 22.07.2014 | Komentarze 0
Dwie pętelki wkoło Jeziora w Przywidzu, plus jazda w celach serwisowych po własnych keszach. Takie niedzielne 2 X 8 km z obozowiczami Obozu z Naturą 2014. Łącznie 25 km. Nawet na wyciągu narciarskim byliśmy, ale śniegu jakoś nie było.


https://www.facebook.com/media/set/?set=a.70813914...
Kategoria Rajdy rowerowe
- DST 92.00km
- Teren 92.00km
- Czas 06:23
- VAVG 14.41km/h
- VMAX 41.00km/h
- Temperatura 31.0°C
- Kalorie 3675kcal
- Podjazdy 352m
- Sprzęt GIANT CROSS K1
- Aktywność Jazda na rowerze
Setuchna po Kaszubsku - WPK
Sobota, 19 lipca 2014 · dodano: 22.07.2014 | Komentarze 2
Kościerzyna - Wdzydze Kiszewskie/Tucholskie - Gołuń - Borsk - Wiele - Dziemiany - Kościerzyna. Nad Kaszubskim Morzem, czyli Wdzydzki Park Krajobrazowy wkoło, lampa full, a my bez kąpielówek, przeszliśmy na chłodzenie wewnętrzne.... Z Szymbarku do Kościerzyny, teleportacja.... Kościerzyna - Przywidz i tak wróciliśmy do ośrodka około 22:00.Do Kościerzyny dotarliśmy coś koło 14:00. Auto gdzieś ostawiliśmy przy DK20, bo normalnie autem to już się nie wjedzie. Zaczęliśmy od wizyty na Rynku, a tam impreza Lasów Państwowych, promocja tego co mieliśmy zamiar zrobić.




Mieliśmy zamiar coś zjeść. Po konsultacji z tym Panem, który podpowiedział nam adres superjadłodajni, tam się udalim w celu konsumpcji. Ale ceny były cacy, tylko czas oczekiwania nie zadowalajacy, bo wystawcy z Lasu wraz z rodzinami okupowali lokal zawzięcie. Więc niechcący zaczęliśmy od deseru gdzieś przy Browarze Kościerskim.




W sklepie firmowym dokupiono jakieś Kościerskie lokalne (9 PLN sic.). Na wylocie na Wdzydze udało się wrąbać udko chicken und pommes and salad and Specjał (18 PLN). Zigi przy rondzie Gryfa zaprasza, bo jest po kuchennych rewolucjach, ale Gesslerowej już nie było. Troszkę po obiadku odsaplim bo było by za ciężko jechać, a trasa zapowiadała się słusznie, i lampa też była słuszna.

Dalej kierunek Wdzydze, asfaltowo-leśnie. Najpierw OW Charlota, gdzie nas szlag trafił bo zapomnieliśmy o kąpielówkach... kurde blade, woda marzonko. Pokręciliśmy się trochę i dalej asfaltem przez wsie dotarliśmy laskiem do Wdzydz Kiszewskich na jarmarki i skansen.





Ludzi tu była masa, masa. Aut na drodze pełno, nawet policja robiła żniwa, rowerujących też troche. Na Skansen się nie udano, znowu 15 PLN wpisowe, więc posiedzieliśmy trochę z Kopernikiem, który niebezpiecznie się ocieplał. Kurde znowu limit zdjęć się wyczerpał, do kitu z takim blogiem. Po resztę zdjęć zapraszam na Fejsa, Goleniowska Masa Krytyczna , tam szukajcie.
Po skansenie Wdzydze Tucholskie, Gołun, Brusy, Wiele. Widoczki ekstraklasa. Jeziorka, jeziorka, w końcu to Kaszubskie Morze...
W Brusach nawet kajaczki Wdą można łatwić. Jako, że do Kościerzyny z Wiela ostało się coś jeszcze około 40 km, a i czas był już chylący, resztę trasy pokonano asfaltyem przez Dziemiany i coś tam. Spożylismy jeszcze gdzieś dwa zimne izochmiele, bliżej lasu i jezior już się nie pchaliśmy, i tak baterie już popadały w aparatach. Do Kościerzyny dotarliśmy koło 21:00, spakowaliśmy pojazd na inny pojazd i do Przywidza na dyskotekę, w końcu sobota.......a ośrodków gdzie grali "Ja uwielbiam ją... bo ona" pełno .




Mieliśmy zamiar coś zjeść. Po konsultacji z tym Panem, który podpowiedział nam adres superjadłodajni, tam się udalim w celu konsumpcji. Ale ceny były cacy, tylko czas oczekiwania nie zadowalajacy, bo wystawcy z Lasu wraz z rodzinami okupowali lokal zawzięcie. Więc niechcący zaczęliśmy od deseru gdzieś przy Browarze Kościerskim.




W sklepie firmowym dokupiono jakieś Kościerskie lokalne (9 PLN sic.). Na wylocie na Wdzydze udało się wrąbać udko chicken und pommes and salad and Specjał (18 PLN). Zigi przy rondzie Gryfa zaprasza, bo jest po kuchennych rewolucjach, ale Gesslerowej już nie było. Troszkę po obiadku odsaplim bo było by za ciężko jechać, a trasa zapowiadała się słusznie, i lampa też była słuszna.

Dalej kierunek Wdzydze, asfaltowo-leśnie. Najpierw OW Charlota, gdzie nas szlag trafił bo zapomnieliśmy o kąpielówkach... kurde blade, woda marzonko. Pokręciliśmy się trochę i dalej asfaltem przez wsie dotarliśmy laskiem do Wdzydz Kiszewskich na jarmarki i skansen.





Ludzi tu była masa, masa. Aut na drodze pełno, nawet policja robiła żniwa, rowerujących też troche. Na Skansen się nie udano, znowu 15 PLN wpisowe, więc posiedzieliśmy trochę z Kopernikiem, który niebezpiecznie się ocieplał. Kurde znowu limit zdjęć się wyczerpał, do kitu z takim blogiem. Po resztę zdjęć zapraszam na Fejsa, Goleniowska Masa Krytyczna , tam szukajcie.
Po skansenie Wdzydze Tucholskie, Gołun, Brusy, Wiele. Widoczki ekstraklasa. Jeziorka, jeziorka, w końcu to Kaszubskie Morze...
W Brusach nawet kajaczki Wdą można łatwić. Jako, że do Kościerzyny z Wiela ostało się coś jeszcze około 40 km, a i czas był już chylący, resztę trasy pokonano asfaltyem przez Dziemiany i coś tam. Spożylismy jeszcze gdzieś dwa zimne izochmiele, bliżej lasu i jezior już się nie pchaliśmy, i tak baterie już popadały w aparatach. Do Kościerzyny dotarliśmy koło 21:00, spakowaliśmy pojazd na inny pojazd i do Przywidza na dyskotekę, w końcu sobota.......a ośrodków gdzie grali "Ja uwielbiam ją... bo ona" pełno .
Kategoria Rajdy rowerowe
- DST 24.70km
- Teren 24.70km
- Czas 02:20
- VAVG 10.59km/h
- VMAX 40.70km/h
- Temperatura 30.0°C
- Kalorie 1050kcal
- Podjazdy 559m
- Sprzęt GIANT CROSS K1
- Aktywność Jazda na rowerze
Setuchna po Kaszubsku - prolog
Sobota, 19 lipca 2014 · dodano: 22.07.2014 | Komentarze 2
Szymbark - Wieżyca - Ostrzyca - Kolano - SzymbarkCzęść pierwsza. Baza wypadowa OW OMEGA Przywidz. Wspomaganie KIA Clarus. Mało czasu na Kaszuby i Kociewie ...... Mieliśmy dwa dni na rowerowanie, dlatego użyto pojazdu teleportującego - mechanicznego. Przywidz - Szymbark 17 km autem.
Prolog górski od Szymbarka z wjazdem na Wieżycę. Kompilacja tras rowerowych...i pieszych. Jest wszystko - górki, woda, las....Z braku czasu na obiekty po 15 PLN nie wchodzono, oszczędzaliśmy na miejscowe izochmielotoniki.....ale po kolei.
Piątek po 17:30 wyjazd do Przywidza-powiat gdański, kierunek OW Omega, tam baza i żona z córką na biznesie kolonijnym (trza dorabiać). Droga via Koszalin, Bytów, Kościerzyna, GPS pokazał coś nie całe 300 km.

Krótki popas w Kościerzynie, ryneczek, bankomat, bo kasa potrzebna, plus jakieś popicie bo w końcu weeeeekend.


Do Przywidza dotarliśmy koło 22:00, kolacyjka kolonijna czekała, reszta też. Dostaliśmy domek nr 30 i wraz z rowerkami po raz pierwszy w życiu poszliśmy spać (z rowerkami oczywiście), ale wcześniej opracowaliśmy sobie jakieś kompilacje na tras na jutro.


Rano pobudka koło ósmej, rozgrzewka z kolonistami, śniadanko, zapakowanie rumaka i dodatków i wio kierunek Szymbark - 17 km (niestety za pomocą koni mechanicznych).

W Szymbarku posterowaliśmy do Domku do góry nogami, ale nie było zapięcia, wjazd drogi 15 PLN, więc poprzestaliśmy na degustacji zakładowego specjału (całe 8 PLN).

Trochę się pokręciliśmy pod tablicami i posterowaliśmy na Wieżycę. Prawie udało się wjechać, jednak końcówka piaszczysta i było pchane, crossik miał za cienkie kółka. Na Wieżycy za 6 PLN wykupiliśmy wejście na wieżę (w cenie pilnowanie przez kasjera) i zaczęliśmy podziwiać widoczki.



Z Wieżycy zjechaliśmy sobie czarnym szlakiem pieszym do przystanku PKP Wieżyca (pikne single tracki - hardtail by sie przydał), tak trochę klucząc szutrówką i lasem dotarliśmy pod Ostrzycę nad jezioro.






Ludzi nad wodą kupa, kupa, pojechaliśmy sobie na drugi brzeg jeziora pod OW Wieżyca, a tam dalej przez Kolano. Wróciliśmy skrótem do Szymbarku. Wjazd sobie wybraliśmy ulicą Sportową, która była zarypiaście stromo długa, taki podjaździk na deserek.


W Szymbarku u Remusa odkryto nieprawidłowości. Koncernówki w lodówkach, a lokalne izochmielotoniki się grzeją. Kopernik się zagrzewał niebezpiecznie.


Amber Kolbudy nie ma na lodówki. Ale zakupiono na dalszą drogę dwa. Specjał wyparował od razu...Kopernik wraz z rowerkiem do auta i po oddechu kierunek Kościerzyna... cdn...
Kategoria Rajdy rowerowe
- DST 12.00km
- Teren 12.00km
- Czas 01:00
- VAVG 12.00km/h
- VMAX 30.00km/h
- Temperatura 22.0°C
- Kalorie 599kcal
- Podjazdy 36m
- Sprzęt GIANT CROSS K1
- Aktywność Jazda na rowerze
Jazda miejska - reporterska
Wtorek, 15 lipca 2014 · dodano: 15.07.2014 | Komentarze 1
A tak znudów reportersko pozbierać foty do Goleniowskiej Masy KrytycznejZ nieoficjalnych źródeł znamy przyczynę zastoju na sztandarowej inwestycji goleniowskich ścieżek rowerowych. Podwykonawca podwykonawcy głównego wykonawcy nie może sobie poradzić z wyciętymi i nie wykarczowanymi do końca drzewami, brak mocy przerobowych na zrębce czy coś takiego...Jak uschną do końca to może się coś ruszy...

I tu jest Polska właśnie.... dokładnie - ulica Polska.... nie dość, że pod górkę to jeszcze dziurawo...

Zaś na Przestrzennej "asfaltu" nie żałują...może na ścieżkę by starczyło...?

Dobrze, że mamy nóżkę (stopkę) ale stojaczki to się by przydały....

Kategoria Rajdy rowerowe
- DST 87.00km
- Teren 87.00km
- Czas 05:09
- VAVG 16.89km/h
- Sprzęt GIANT CROSS K1
- Aktywność Jazda na rowerze
Rajdzik nach Międzyzdroje...
Niedziela, 13 lipca 2014 · dodano: 13.07.2014 | Komentarze 2
Żona wraz z córką wysłana na kolonię do Przywidza na Kaszuby, jedzie odrobić zarobione... a my tym czasem pojechalim na Międzyzdroje, szlakiem planowanego 3 dniowego rajdu celem sprawdzenia traski, jednocześnie z zamiarem przetestowania sprzętu na Miedwie i na Kociewskie Szlaki Rowerowe...
Jadąc do Stepnicy natknęliśmy się na XVI Rajd dookoła Polski ludzi z Raciborza, którzy w dniu dzisiejszym pokonywali odcinek Gryfino - Świnoujście 130 km. Cały Rajd mają rozpisany na 1,5 miesiąca i do zrobienia 3300 km, więc nie wyglądali na zmęczonych. Porobiłem im parę fotek, pogadalim pod Biedronką w Stepnicy i pojechałem dalej solo...

Piwa z nimi wypić raczej nie mogłem...


Po Stepnicy, asfalcik do Kopic, gdzie zrobiliśmy zaślubiny z Zalewem, potem wizyta w Czarnocinie, zaliczona Frajda. I potem zamiast jechać przez Czarnocin i jumbem do Racimierza, wybraliśmy hardkorową wersję wzdłuż Zalewu.


Patrząc na Google Map, droga wydawała się przejezdna... Asfalcik, jumbo, polna dróżka całkiem znośna. Łąki dla bydła mięsnego i jakiś tam koników. W końcu udało się dostać na wał przeciwpowodziowy i jak zezwolił Prezydent dalej waliliśmy po wałach.



Na wale miejscami trochę piachu było i trza prowadzić było crossa na stosunkowo cienkich Schwalbe Cx Comp, ale co tam. W końcu dotarliśmy do Zatoki Skoszewskiej, gdzie wypłoszyliśmy kormorany, łabędzie miały nas w dupie... Aż tu nahle pojawiła się zajebiaszcza plażyczka, i jak tu nie zrobić kompu kompu, slipy były...


Woda ekstraklasa, może trochę długo płytko, ale kąpiel zaliczona. Potem udało się dotrzeć do szutrówki, która doprowadziła mnie do Jarszewka gdzie odbiłem na polne drogi na Skoszewo, Zagórze i przez Recław dotarliśmy do Wolina. Po odnalezieniu Biedronki i zafundowaniu sobie rześkiego izochmielu poszliśmy na chickenokebaba mit pommes und salad za całe 15 PLN.



No i tu po zdjęciach. Xperia SP słaba jak barszcz i padła po 6 godzinach pracy. Po Wolinie zapowiadał się ciekawy odcinek. Do Sułomina i Karnocic polami wzdłuż Zalewu Jakubowym Szlakiem, który tutaj oznakowany jest fatalnie.. W Karnocicach mieliśmy zamiar sprawdzić czy da się poruszać rowerem po niebieskim szlaku pieszym. Odcinek 7,2 km do Lubina to czad. Pierwsze 2 km to single tracki gdzie MTB i Hard Tail wymiękają...ni ma bata trza prowadzić. Potem zabójczy podjazd pod górkę, blatu na crossie z tyłu i przodu brakło. Ale jak jest górka to jest i zjazd. Dróżka się poszerzyła i gdyby nie powalone drzewa to było by cacy. Odjazd na Dęba Wolin mieliśmy gdzieś, wdrapaliśmy się tylko na górkę gdzie z klifu widoki ekstraklasa. Potem wjazd do Lubina i zjazd z górki do Wapnicy i Wicka. W Wicku mafia postawiła jakąś krypę, która będzie robić za hotelik. Bokiem koło Orlenu dotarliśmy do Międzyzdroi, bilecik, i że jako było trochę czasu pojechaliśmy po rozjeżdżać turystów na promenadzie.
Za 22 PLN można podróżować ciapongiem koleją REGIO, która podstawia różne wynalazki. Dobrze, że tłoku nie było. O 18:51 odjechał skład wagonów dalekobieżnych (do Szczecina ????) Na końcu składu były dwa tajne wagony klasy I, które za pomocą ksera na szybie drzwi do wagonu robiły za II klasę. Po raz pierwszy w życiu rower jechał ze mną w pustym 6 osobowym przedziale. Na moje pytania gdzie jest wagon dla rowerów kiero pociągu powiedział, że wczoraj pojechał do Warszawy i jeszcze nie wrócił. Za to zaraz po nim bileciki, a w zasadzie jego pracę sprawdzał rewizor.
W sumie trasa przejezdna, ale raczej dla mnie, a nie dla pozostałych uczestników dla planowanego rajdziku. Trza pójść bokiem.
Kategoria Rajdy rowerowe
- DST 38.00km
- Teren 38.00km
- Czas 02:50
- VAVG 13.41km/h
- VMAX 37.80km/h
- Temperatura 22.0°C
- Kalorie 1456kcal
- Podjazdy 106m
- Sprzęt GIANT CROSS K1
- Aktywność Jazda na rowerze
Testując crossa.....
Sobota, 12 lipca 2014 · dodano: 12.07.2014 | Komentarze 2
Cross w końcu zagadał. Po wymianie napędu, czytaj kaseta, łańcuch konieczna była regulacja przerzutek, coś wózki latały. Rano w serwisie dokonano usprawnień i na razie nic nie lata. Rowerek dostał jakiś taki uginacz od trekkinga, może na Miedwie styknie, trzy ostatnie wyścigi były na sztywnym. Na razie stoi w wersji expedition, tj. ma lidlowski bagaźnik i torebkę, szybki demontaż plus pedałki SPD zrobią z niego bojową maszynę. Dzisiaj najpierw pojechaliśmy na jakiś prosty asfalt, aby skalibrować licznik po wymianie opon na Schwalbe Cx Comp 35c, na Miedwie stykną, piachu tam mało. Licznik szybko dało się ustawić, myli się o 1 m na km, cudo....Potem ganianko po krzywych dróżkach i piasku leśnym między Miękowem, a Krępskiem i Żdżarami, jakoś się jedzie...grzybów nie szukalim.
Wersja expedition stoi na Kociewskie Szlaki Rowerowe, które zamierzamy eksplorować nexte woche.

Lampy nie ma, ale koreczek jest....

Warto się pokręcić przy Żubrze...


Gdzieś tam w lasach...

Ścieżka na Szkolnej , rośnie w bólach...
Kategoria Treningi
- DST 157.00km
- Teren 157.00km
- Czas 07:04
- VAVG 22.22km/h
- VMAX 47.80km/h
- Temperatura 26.0°C
- Kalorie 7500kcal
- Podjazdy 903m
- Sprzęt KTM Campus Voyager
- Aktywność Jazda na rowerze
Pancernik Legiony Ulicy - zawinął do Świdwina....
Sobota, 5 lipca 2014 · dodano: 06.07.2014 | Komentarze 4
IV maraton szosowy w sezonie, zaliczony czyli dojechany. Dzień wcześniej udało się odebrać w końcu koszulkę teamową w wersji Pro Series ze stajni specjalistycznego sklepu rowerowego, czytaj LIDL.
Wieczorem pakowanko i rankiem przed godzina szóstą wyjazd z synkiem i psiną, których zostawiłem u rodziny pod Płotami. Na miejsce udało się dotrzeć przed ósmą i pocałowałem klamkę w Zespolem Szkół Rolniczych bo pakieciki startowe dawali już w Urzędzie Miejskim na starcie. Ale zdążyliśmy odebrać ubogi jak zwykle pakiecik, tym razem z kubkiem sponsora. Samochód został na placu, gdzie dokonaliśmy małej przebiórki, dopakowalismy się płynami, mleczkiem, bananami i batonami i w oczekiwaniu na start zrobiliśmy parę fotek.



Start o 8:51 w dziesięcioosobowej grupie, która już na ulicach Swidwina, podzielila się na mniejsze grupki. Pierwszy podjazd pod Koszanowem zrobił resztę i już nie pamiętam czy jechałem z kimś czy sam. Pogódka była dobra, średnia też niczego sobie, do Świdwina i na pierwszych 50 km było coś około 22/23 min na 10 km. Co chwilę z kimś się jechało, bo podjeżdżali harpagany z dystansu rodzinnego, którzy dawali z siebie wszystko. Żle zaczeło się dziać coś około 80 km, wyszło słonko, wyjechało się na patelnię i 1,5 litra izotonika, które miałem na pokładzie stopniało momentalnie. Nie uratowała nas nawet butelka pobrana na PK/PŻ. Jazda do Połczyna to już był armagedon, mimo konsumpcji batona, banana i posilaniem sie mleczkiem odezwały się mięśnie, które przeszywać zaczęły skurcze. O suchym pysku to daleko nie zajadę, chciałem gdzieś zatankować bidony, staje przed sklepem w jakiejś wiosce sądząc, że otwarty, a tu zonk...czynne od 15. Po zejściu z rowerka dostałem w końcu ataku skurczy i stałem taki paralityk parę minut. Dodatkowo osłabiał mnie wiatr, który do Połczyna wiał jak nad morzem. Czesia też gdzieś w końcu znikła, w końcu ile razy można się ganiać...Humor dopiero poprawiła mi zajechana szosa, która oddychała rękawami. Facet przesadził na początku i szukał właściwego pulsu, więc go trochę poeskortowałem, bo myślałem, że mi zejdzie na trasie, aż w końcu zatrybił, bo załapał się na pociąg w postaci traktora z przyczepą.

W końcu udało się dotrzeć do Biedronki w Połczynie, która nas uratowała przed odwodnieniem. Tu straciliśmy dobre 10 minut aby dojść jako tako do siebie, w kolejce do kasy to wytrąbiłem 1/2 coli, zakupiłem 1,5 litra jakiegoś tam specyfika i wziąłem w końcu browara na drogę, bo jeszcze duża górka przede mną. To był najlepszy punkt nawadniający...

Po zdobyciu górki za Połczynem w nagrodę otworzyłem w końcu sobie puszkę Carlsberga, a co tam, trzeba uczcić taki długi podjazd. Stojąc w sklepie widziałem ludzi, których wyprzedziłem znacznie wcześniej więc powstał jakiś cel..... do realizacji. Kuracja chmielna plus resztki mleczka i batona zaczęły działać i kiedy po 20 minutach przypomiałem sobie, że ostatnie 40 km to już z górki, coś się we mnie zapaliło. Tak wkrótce zaczęłem doganiać kobitki i paru weteranów, którzy minęli mnie kiedy byłem w sklepie.

Na ostatnim PK/PŻ podebrałem jeszcze wodę, raczej do ochłody nóżki, aby jeszcze trochę podawała. I tak po 7 godzinach męczarni udało się dotrzeć na metę rozgrywając jeszcze "sprinta" a'la Kwiato/Sagan ze startującym ze mną w grupie M3I na ulicach Świdwina.

Na mecie udało się jeszcze jakoś pozbierać i pojechałem na plac pod Urząd po samochód, przebrać się i wrócić na obiadek, którego nie miałem siły zjeść. Po rozgrzebaniu obiadku, wypicia izochmielu udaliśmy się na ZAMEK na przydługawą ceremonię dekoracji i dalsze uzupełnianie płynów.

Tu wleźliśmy sobie na pudło, w końcu dopadło nas samouwielbienie za dokonany wyczyn. Posłuchaliśmy opinii o imprezie oraz innych "gorzkich żalów" i udaliśmy sie w powrotną drogę do Płot na meczyk Kostaryki z Holandią. Wcześniej udało się załapać na gumokarkówkę i kaszankę, którą organizator zaczął cichaczem serwować na zapleczu Zamku, bo apetyt zaczął wracać oraz odebrać pamiątkowy medalik za udział.


Reasumując: w życiu nie wypiłem ponad 5 litrów płynów podczas 7 godzinnej jazdy z jednym sikankiem gdzieś na trasie. Znaczy prawie wszystko gdzieś zostało wchłoniete. Miało być sześć godzin, ale jak zwykle złej baletnicy wszystko przeszkadza, tym razem słonko, wiatr, koklusz, grypa i majtki koloru białego i za rzadko rozmieszczone punkty tankowania. Ale Pancernik w końcu zawsze dopływa ostatni bez eskorty niszczycieli i krążowników szos.
Kategoria Maratoniki
- DST 10.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:00
- VAVG 10.00km/h
- Sprzęt GIANT CROSS K1
- Aktywność Jazda na rowerze
XII Goleniowska Masa Krytyczna - To już lato...
Sobota, 28 czerwca 2014 · dodano: 29.06.2014 | Komentarze 0
XII Goleniowska Masa Krytyczna, za nami. Po frekwencji widać, że już lato, bo miasto opustoszało, albo już siedziało na Jarmarku przy kaszance... Ale cóż tam, wymasowaliśmy w dwudziestokilkuosobowej grupie nasze miasto w asyście gości ze Szczecina, którzy zawitali do nas złaknieni masowania. Rozdaliśmy napoje i hajda na szybszą niż za zazwyczaj przejażdżkę w asyście Policji i Straży Miejskiej. Mucias gracjas panowie.... Na zakończenie udało się wreszcie zrobić zdjęcie z uniesionymi rowerami. Za udział w masowaniu dziękujemy naszym wiernym uczestnikom. Życzymy szerokich i asfaltowych ścieżek rowerowych lub pięknych szlaków z wakacyjnych tripów, jakby co , to podrzucajcie zdjątka. A tym czasem do zo po wakacjach, pod koniec września na następnej Masie. Pozdrower !!!! Kategoria Rajdy rowerowe
- DST 22.40km
- Teren 22.40km
- Czas 02:00
- VAVG 11.20km/h
- Temperatura 20.0°C
- Sprzęt SCOTT Adventure
- Aktywność Jazda na rowerze
Rajd Rowerowy ministrantów Św. Katarzyny
Sobota, 28 czerwca 2014 · dodano: 29.06.2014 | Komentarze 2
Na rozpoczęcie lata, rajd rowerowy z młodzieżą, a co. Pojechaliśmy laskiem, zielonym pieszym szlakiem do Kwatery Myśliwskiej Łęsko. Tam zrobiliśmy sobie piknik i ognicho, hartnęlim w gałę, gdzie drużyna ks. Marka doznała dotkliwej porażki: 3:7. Były też dwa konkursy rowerowe, wyścig żółwia i sprint z małym zadaniem. W wyścigu żółwia, czyli najwolniej na dystansie 30 metrów jechał Piotrowski Szymon, z czasem 1 min 59 sek. Sprinta wygrał Zakrzewski Radosław z czasem 59, 7 sek. Powrót lasem przez Bącznik i ścieżkę dydaktyczną koło Zabrodu. Dystans 22 km, czas się nie liczył.







Kategoria Rajdy rowerowe
- DST 153.00km
- Teren 153.00km
- Czas 06:42
- VAVG 22.84km/h
- VMAX 43.50km/h
- Temperatura 17.0°C
- Kalorie 7440kcal
- Podjazdy 537m
- Sprzęt KTM Campus Voyager
- Aktywność Jazda na rowerze
Maraton w Niechorzu - pociągi odjechały..
Sobota, 21 czerwca 2014 · dodano: 21.06.2014 | Komentarze 8
Trzeci maraton z cyklu szosowego zaliczony. W tym sezonie coś podkusiło mnie, aby walczyć ze sobą na dystansach mega na rowerze innym (taka szosówka, tylko opony szersze). Rano po 6:30 wyjazd, na miejscu byłem kwadrans przed ósmą, gdzie odebrałem najskromniejszy pakiecik startowy w życiu (mapa trasy-jakbym nie znał, tabliczkę na rower, talon na zupę, 3 zapinki). Nawet numerka na plecki nie było, ale cóż tam.
No i poszedłem przygotować maszynkę do przemieszczania się, patrząc bacznie na chmurki, jakby się ubrać. W końcu zdecydowałem się jednak na kurtkę i ochraniacze, a jak lunie ??? Nie chciałem jechać w chlupiących butkach jak w Choszcznie. Krótkie pogadanki ze znajomymi, którzy startowali na różnych dystansach i o godzinie 9:05 osobowy na 152 km pojechał. Grupa była zacna, same tuzy okolicznego kolarstwa płci wszelakiej w wieku od "przedszkola" do "emeryta". Dobrze tylko, że grupa startowa ma te same typy rowerków.

Od startu pociąg podzielił się na trzy grupy, czyli tych co będą dawać z siebie wszystko i wściekle gonić, tych środkowych, takich jak ja, którzy szukają swojego miejsca na całej trasie oraz tzw. grupa fotograficzna, która przyjechała podziwiać widoczki. Pierwszy ładny i długi podjazd jest przed Lędzinem, gdzie stosowny podział się dokonał. Mnie się udało załapać do grupy środkowej, która w dobrym tempie dotoczyła się do Gryfic. Generalnie pogódka była dobra, tylko ten wiatr, który wiał zawsze w gębę w którą stronę pętli człowiek by nie jechał. Gdzieś tak między Gryficami, a Świeżnem jechaliśmy już we dwoje z p. Zadworną - czołową żeńską nogą, czyli nie jest źle. Na bufecie Świeżno nie stawalim, wsio było. Pani została na pogaduchy, więc jedziemy już sami. Na tym odcinku wiatr był najmniejszy i odrabialim spadającą średnią. Przed Cerkwicą, dogonił mnie pośpieszny ciągnięty przez Dziki Koszalin z p. Kubicką na pokładzie, z którą umawiałem się, że dojdzie mnie koło Gryfic. Mimo zaproszenia do pociągu do niego niestety nie wsiadłem, a szkoda. Od Cerkwicy w stronę morza, tak już wiało, że pchało z powrotem. Pociągu nie było, wiec już naszła mnie ochota, aby zakończyć walkę po pierwszym okrążeniu. Ale na PK w Niechorzu olśniło mnie, co ja będę robił w Niechorzu ? Więc uzupełniono zapas w bidonach, wzięto banana i potoczylim się. Przy wyjeździe z bufetu wjeżdżał już żeński express trzebiatowski, głupi myślę jest przed kim uciekać.

Po średniej widzę, że szału dzisiaj nie będzie, to zapodalim sobie na pierwszą część nową płytę TSTH "Miracles". W nadziei, iż cuda się zdarzają. Ale gdzie tam, expres Kruczkowski zaraz za Karnicami myka mnie jakbym stał na bocznicy. Grzeczne Panie proponowały kółko, ale że hamulcowym to ja nie jestem to i się nie zabrałem. Umiejętna jest sztuka spożywania, jakoś skurcze mnie nie dopadły w okolicach 110 km magnezowy izotonik rozrobiony wcześniej, wylosowany gdzieś na ZLMTB czyni cuda, gdyby jeszcze dodał powera.
Pod Świeżnem zrobiliśmy sobie przerwę na małe sisi, zmieniliśmy płytkę na Sabaton "Heroes" i od bufetu nagle przyszła jakaś moc, na której dojechaliśmy do Cerkwicy. Ostatni odcinek to znowu wmordowind aż do Niechorza. Czas całkowity 20 minut gorszy od Choszczna, gdzie dystans podobny i ze skurczami. Czyli wiaterek i brak pociągu do pociągu zrobił swoje.
Reasumując, na razie się szarpiemy, dystans 150 km zdecydowanie nas przerasta. Tak do 100 km jeszcze, jako tako to wygląda, poźniej kręgosłup się odzywa i człowiek porusza się jak orangutan w klatce. Do równolatków w kategorii stracić ponad godzinę na takim dystansie też coś mówi. Ale nie o to też w tym chodzi. Rywala sobie trzeba poszukać w sobie.

Po zawodach poszliśmy na najdroższą grochówkę w życiu z kawałkiem parówki za całe 70 PLN-ale wiadomo sezon nad morzem, wiec golić trzeba. Następnie zdzwonilim się ostałymi maszewiakami na obiad. Miruna dobra była - 18 PLN. Nawet jakiś certyfikat udało się wydębnić, bo jeszcze wyniku nie było. Ciekawe, czy medalik za udział, też jest do odebrania, bo w regulaminie coś nie jasno o tym piszą. Jedni mają, inni nie więc o co kaman.


Po obiedzie zostaliśmy trochę popatrzeć na dekorację, ale ceremonia też rewelacyjna nie była. Reasumumując wycieczka za 150 zł (dojazd, wpisowe, obiad dodatkowy, płyny i zapasy) daje koszt na 1 km prawie 1 PLN, czyli drogo, wręcz bardzo drogo. Za 150 PLN to ja Kijanką czyli samochodziem przejadę ponad 500 km. I chyba dojrzewa w nas myśl, że hobby powinno być tańsze i czas skończyć z samomasochizmem w wydawaniu kasy na wątpliwe promocje i sponsorowaniu polskiego amatorskiego kolarstwa. Są chyba inne sposoby na trochę zmęczenia.


Po zawodach poszliśmy na najdroższą grochówkę w życiu z kawałkiem parówki za całe 70 PLN-ale wiadomo sezon nad morzem, wiec golić trzeba. Następnie zdzwonilim się ostałymi maszewiakami na obiad. Miruna dobra była - 18 PLN. Nawet jakiś certyfikat udało się wydębnić, bo jeszcze wyniku nie było. Ciekawe, czy medalik za udział, też jest do odebrania, bo w regulaminie coś nie jasno o tym piszą. Jedni mają, inni nie więc o co kaman.


Po obiedzie zostaliśmy trochę popatrzeć na dekorację, ale ceremonia też rewelacyjna nie była. Reasumumując wycieczka za 150 zł (dojazd, wpisowe, obiad dodatkowy, płyny i zapasy) daje koszt na 1 km prawie 1 PLN, czyli drogo, wręcz bardzo drogo. Za 150 PLN to ja Kijanką czyli samochodziem przejadę ponad 500 km. I chyba dojrzewa w nas myśl, że hobby powinno być tańsze i czas skończyć z samomasochizmem w wydawaniu kasy na wątpliwe promocje i sponsorowaniu polskiego amatorskiego kolarstwa. Są chyba inne sposoby na trochę zmęczenia.

Kategoria Maratoniki