Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi coolertrans z miasteczka Goleniów. Mam przejechane 27846.17 kilometrów w tym 26428.76 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.75 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy coolertrans.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 31.85km
  • Teren 31.85km
  • Czas 01:07
  • VAVG 28.52km/h
  • VMAX 41.90km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Kalorie 1661kcal
  • Podjazdy 49m
  • Sprzęt Author A4404 Force Edition
  • Aktywność Jazda na rowerze

Test Zaginacza Czasu...

Czwartek, 16 lipca 2015 · dodano: 16.07.2015 | Komentarze 5

Najnowsze dziecko w rodzinie w końcu ujrzało światło dzienne. Trochę długo trwało składanie i komplementacja części. W końcu doszły zapinki i dzisiaj można było zacząć się zapoznawać z pojazdem. Geometria dobierana na czuja...w końcu to moja pierwsza w życiu prawdziwa szosa. Rama wydaje się duża w stosunku do skradzionego Scotta, ale ostanio na takiej ramie, czyli 58 jeździłem hybrydą Campusem. Mostek za to musiał pójść do góry..siodełko będzie trzeba przesunąć do tyłu ... hamulce podciągnąć, dołożyć owijki i liczniki i będzie hulał.
W celach testowych dzisiaj po odebraniu i wstawieniu kół na przód dla testu pojechaliśmy na treningową pętle do Czarnej Łąki z nadzieją na poprawienie swoich życiówek. Start jak zwykle na Orlenie, nie mieliśmy jeszcze licznika, więc Endo w Szajsungu było wyznacznikiem. Trasa słoneczna, ale do Lubczyny lekko wiało w twarz..średniej i prędkości nie było jak sprawdzić bo smartofon był skitrany w jakiś tam pokrowcu na kierę. Od Lubczyny już wiaterek się uspokoił, za to nawierzchnia wróciła do normalnej dziurawskopomorskiej. Od Pucic do Klinisk chyba się prędkość podnosiła bo co chwila kogoś doganiałem, ale nie byli to nawet mamile.
Od Klinisk znowu wiaterek, ale asfalt w Kliniskach jest nowy, z ciekawym rondem, które zostało wzięte pod prąd... Dla samochodewego ruchu te rondo to mistrzostwo GDKiA czy innego projektanta. W Lesie od Rurzycy można było w końcu coś tam pocinąć, ale wyznacznikiem prędkości było wyprzedzanie jakiś tam turystów. Jeszcze tylko nowy odcinek dojazdówki i jesteśmy z powrotem na Orlenie. Czas jak widać...się zdziwicie ale padł rekord mój tej trasy..2 minuty lepiej niż, bez spiny, z lekką chorobą i po ciężkim spagetti, (małżowina poza domem i syn pełnoletni do wykarmienia jest).  Czyli zapowiada się dobrze, z pozycją trzeba się odnaleźć, mamy czas do września aby do maszyny, przełożeń kompaktowej korby i innych tam szosowych sztuczek się nauczyć. W czwartek po powrocie z gór już się na ustawkę umówiłem - powiatową z karbońcami.





Kategoria Treningi


  • DST 30.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 01:24
  • VAVG 21.43km/h
  • VMAX 34.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Kalorie 1000kcal
  • Podjazdy 121m
  • Sprzęt GIANT CROSS K1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pracowe w tygodniu lipcowm

Sobota, 11 lipca 2015 · dodano: 14.07.2015 | Komentarze 0

Po ostatnich wyczynach rowerowych dopadło mnie jakieś przeziębienie i ogólne zamulenie. To chyba od picia zbyt zimnych napoi. Z racji iż małżowina potrzebowała samochodu przed wyjazdem kolonijnym od czwartku do soboty dojeźdżałem sobie leniwie do GPP do roboty. Trasa nudna, więc opisu dłuższego nie będzie, raz tylko zboczyłem sobie z trasy aby zobaczyć nową przeprawę na Inie, ale daleko jeszcze.
Kategoria Treningi


  • DST 58.00km
  • Teren 58.00km
  • Czas 04:12
  • VAVG 13.81km/h
  • VMAX 33.00km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • Kalorie 2134kcal
  • Podjazdy 230m
  • Sprzęt GIANT CROSS K1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Enea TriTour - oglądać ...na razie..

Niedziela, 5 lipca 2015 · dodano: 06.07.2015 | Komentarze 4

Po wyczerpującym maratonie, nadchodzi dzień relaksu. Pojechaliśmy sobie do Szczecina oglądać IronManów...Żeby było lepiej, to za całe 15PLN pojechaliśmy do Dąbie ciapongiem. Z Dąbia pojechaliśmy sobie na Zdroje, gdzie część rowerowa miała nawrotkę. Tam porobiliśmy parę fotek.



o i nawet tacy byli..
Póżniej ścieżyną dotarliśmy na Basen Górniczy, gdzie z najnowszych Dachów Paryża oraz po przejażdżce windą (nie uwierzycie - rower jechał windą po raz pierwszy w życiu) porobiliśmy jeszcze parę fotek.



Później przed mostem Długim i na punkcie pitnym byliśmy. Stamtąd pojechalismy koło strefy zmian i na górę na Wały spotkać znajomych kibiców.




Tak się kręcąc na Wałach udało się pstyknąć fotkę jeszcze prowadzącemu na 1/2 goleniowianinowi, mocnemu na rowerze w biegu już nie bardzo.

Później zamelinowaliśmy się w Chrobrym na reklamę sponsora i krótkie pogaduchy z wysłannikiem prasowym.


Tutaj w cieniu czekaliśmy na roztrzygnięcie zawodów. Niestety Jakub Dec na metę wpadł jako 3 ...

Jako, że pierwsza część imprezy została zaliczona, zjechaliśmy na dół na Śledzia Żeglarza i udaliśmy się na mariny jeziora Dąbia.

Najpierw odwiedziliśmy marinę Pogonii, potem Aleją Zmęczonych koło Lidla oraz przez Pucice i Czarną Łąkę dotarliśmy na goleniowskie kąpielisko w Lubczynie, gdzie ludzi było mnóstwo.




Tutaj dokonaliśmy drugiej części dzisiejszego duatlonu, to znaczy pływania, czyli wodnego slalomu pomiędzy gawiedzią a bojami. Krótko sobie posiedzieliśmy obserwując Wzgórze Cienia...


Na piasku stać nie było można, taki nagrzany był ..więc po kąpieli poszliśmy w stronę mariny poogladać łódeczki..



Po wyschnięciu drogą asfaltową, gdzie kiedyś może powstanie ścieżka rowerowa wróciliśmy do domu, pokazać się w końcu.



Kategoria Rajdy rowerowe


  • DST 223.30km
  • Teren 223.30km
  • Czas 10:38
  • VAVG 21.00km/h
  • VMAX 53.20km/h
  • Temperatura 35.0°C
  • HRmax 167 ( 92%)
  • HRavg 145 ( 80%)
  • Kalorie 9875kcal
  • Podjazdy 2100m
  • Sprzęt KTM Campus Voyager
  • Aktywność Jazda na rowerze

Grzechów odkupienie czyli Maraton w Świdwinie

Sobota, 4 lipca 2015 · dodano: 06.07.2015 | Komentarze 5

Nawet bikestats się pyta, czy naprawdę przejechałeś taki dystans... Świdwin miał być trzecim maratonem sprawdzającym przygotowania do Pierścienia Pomorza. Wszyscy wkoło zapowiadali full lampę, ale jak się później okazało lampa była super full mega wypas. O godzinie startu dowiedziałem się wcześniej i zgodnie z planem koło 6:00 wyruszyliśmy z Kijanką i Capusem na podboje. Zameldowaliśmy się wcześniej, odebraliśmy pakecik startowy i ruszyliśmy na przygotowania roweru, doklejenie tablic, tankowanie bidonów, upchanie prowiantów po kieszeniach. Nie było kłopotu tylko ze strojem... miała być tylko lampa i lampa.


Pancernik Legiony Ulicy wbił się więc w wyjściowy strój, załadował się i opasał pulsometrem i grzecznie 5 minut przed startem pojawił się na starcie. Trasa znana, niby, w końcu zrobiłem małą i dużą pętle na poprzednich maratonach. Tylko lista miejscowości do przejechania budzi niepokój, bo kto to spamięta. Ale dali mapkę tak na wszelki wypadek.


Dokładnie o godz. 7:42, świeżo po wzejściu słońca wyruszyłem na trasę. Zdziwiłem się tylko bo zabrakło Pań, które były wylosowane w grupie. Ekipa wydawała się już mocna na starcie, sami liderzy kategorii rower inny. Ale nic to.


Ekipa śmiało ruszyła i za raz po pierwszej górce na wylocie zostało nas dwóch. Pierwsze 20 km bez historii, tylko na bruku w Rzepczynie gubi on ci bidon i zostałem sobie sam. Wkrótce udało się dojść do Madam Kruczkowskiej, chwila pogadania o ostatnich maratonach, ganiania za kotami i nie przestrzeganiem przepisów ruchu kolejowego ale moc jeszcze jest we mnie więc sobie pojechałem szukać towarzysza do jazdy. Na pierwszy ogień poszedł banan po 40 km, który wystawał zbytnio. Pierwsza pomyła zdarzyła się już w Słonowicach bo chciałem pojechać na Łobez, ale wkrótce się zoorientowałem i wróciłem na właściwe tory. Średnia na pierwszej 50 była nawet powyżej 27 km/h, płynów jeszcze starczało...wszak było na pokładzie 1,5 l i jeszcze gdzieś na PŻ wziąłem wodę do polewania.
Jednak jak się poźniej okazało na 76 km nie potrzebnie skręciłem na Świdwin zamiast na Połczyn i tak ku wielkiemu zdziwieniu ekipy pomiarowej przejechałem najpierw bramkę mety, później tą trasową. Że coś jest nie tak zoorientowałem się jak zaczęło brakować wody w bidonach. Nie było czasu na studiowanie mapki.. jadę co będzie to będzie..Skoro zrobiłem małą pętle to trzeba zrobić teraz dużą i będzie git. W końcu wylądowałem znowu w Brzeźnie gdzie pod sklepem zaczęto tankowanie.


Wlałem wodę dodałem tabletki poprawiłem zimną tatrą i dalej w trasę w kierunku Świdwina. Przed Świdwinem posterowałem na Rusinowo i dalej na Lekowo aby łapać jakieś punkty kontrolne i gdzieś się odhaczać. Było już po 12... i spalanie przyśpieszyło niemiłosiernie. Jak 1,5 l starczyło na 100 km, tak teraz na 50 km nie wystarczało...Znowu przed Połczynem sklep był zamknięty, więc zjechałem do jakiegoś gospodarza aby nalał wody. Z konsumcją witamin nie było kłopotów, byłem po żelku, batonie, ale bez wody nie pojedziesz. Tak się doturlałem do Połczyna, gdzie starym zwyczajem z poprzednich maratonów nawiedziłem Biedronkę. Nic tak nie leczy duszy jak zimne Bro i trochę ciepłej i słodkiej coli.




Tutaj musiała nastąpić odbudowa organizmu, gdyż wiedziałem jakie górki czekają mnie za Połczynem, włącznie z podjazdem pod Toporzyk....masakra... jedziesz..jedziesz  zakręt pod górkę, i za każdym zakrętem znowu górka. Prędkość koło 10 km/h , ale wreszcie koniec. W Gawrońcu i w Zarańsku na PK/PŻ nie było już nikogo...już się po zwijali...a tu lampa lampa lampa. W końcu myślę sobie tak jadziem aby dystans się zgadzał...Łobez odpuszczamy... może nie zdyskwalifikują... W Łabędziach po 200 km,  czas zrobić Tatra Party..


Powlewałem to wszystko do bidonów, bo tylko to było z lodówki. Woda ciepła jak z kranu...


W końcu po ponad 10 godzinym pobycie na rowerze (za jakie grzechy - w pracy człowiek tyle nie siedzi) udało się dotrzeć do Świdwina na metę. A na mecie już po dekoracji, ale koledzy coś tam dla mnie pozbierali. Zrobiłem sobie nawet Ice Bucket, dali medalik, wylosowaną puszkę suchego izotonika (się przyda) i posterowałem się przebrać, coby może jeszcze się na zupkę załapać.


Ale zupka się już też zawijała..więc zaprosiłem się do Radowa Małego do córki na ognisko, która pracuje akurat jako wychowawczyni na dziecięciej kolonii. Jednak najpierw pojechaliśmy się wymoczyć do mijanego po trasie jeziorka w Bystrznie...było cool...lepsze niż Relax...


Jest tu nawet ośrodek Caritasu, może biskup daje zniżki..

Po kąpieli pojechaliśmy do Żurawiego Krzyku, takie agro..było ognisko i młodzież kolarska z Trygława na obozie kondycyjnym. Po kiełbasce koło 22:00 wróciliśmy do domciu.



W sumie na trasie 223 km wypito chyba z 10 litrów różnych płynów, więc spalanie ekonomiczne coś poniżej 5 l/100 km, zjedzono dwa batony, banana, żelki 2, cukierków z 5 i wylano coś na siebie 3 litry. Miejsce jak ktoś zapyta, to było 3, na 3 startujących w tej kategorii i dystansie. Zabrakło coś 20 minu, ale jak się pije to się nie jedzie. Trasę musiałem pomylić ze względu na gapiostwo i pot walący w oczy...ale też na logikę kto by tam pamiętał gdzie skręcać i w której kolejności. Dopiero jak studiuję mapę wychodzi, że najpierw trzeba było niebieskim , potem czerwonym ale kto by tam wnikał. Dystans się zgadza, więc o co kaman. Nawet przewyższenia były ponad 2100 m. Jednio co się nie zgadza to bilans wagowy, gdzie się podziało 3 kg opancerzenia ?








Kategoria Maratoniki


  • DST 28.00km
  • Teren 28.00km
  • Czas 01:25
  • VAVG 19.76km/h
  • VMAX 31.50km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Kalorie 1234kcal
  • Podjazdy 201m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Coolbike Moryń - XC dla kurażu

Sobota, 27 czerwca 2015 · dodano: 28.06.2015 | Komentarze 2

Dla nas jedna z najlepszych imprez rowerowych w Zachodniopomorskim, która posiada specyficzny i klimat jak nazwa wskazuje jest Cool. Są wyścigi dla dzieci, świetna trasa, która w tym roku wiodła po pętlach przy jeziorze Morzycko. Jest również after party, z małym bufetem, niskie wpisowe, losowanko nagród, medaliki, pucharki dla najlepszych, miła atmosfera oraz deser w postaci występów różnych artystów. W tym roku gościł kabaret Jurki. Pogódka dopisała, może z małą ulewą pod koniec występu kabaretu. Także okolice Morynia śmiało można polecić na jakiś wypadzik. Rowerowo wyścig wyglądał tak, że jechano sobie ponad godzinę pokonując największą ilość kółek, my skończyliśmy na 6.

Kategoria Maratoniki


  • DST 86.00km
  • Teren 86.00km
  • Czas 08:09
  • VAVG 10.55km/h
  • VMAX 34.00km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Kalorie 1234kcal
  • Podjazdy 234m
  • Sprzęt SCOTT Adventure
  • Aktywność Jazda na rowerze

Święto Cykliczne - Szczecin 2015

Niedziela, 21 czerwca 2015 · dodano: 22.06.2015 | Komentarze 0

Od rana rzekłbym, że lało. Ale koło godziny ośmej rano niby przestało. Na wyznaczoną zbiórkę pod dworcem PKP zebrała się jednak grupa twardzieli, która z lekkim opoźninieniem wyruszyła do Szczecina. Opóźnienie wynikło z czekania na jedną grupę pociągową oraz z braku obstawy Policji, która miała zabezpieczać przejazd. Policjacji gdzieś utknęli na mandatowaniu pod Babigoszczą, jak nam powiedziało 997. Dyżurny powiedział, że dojadą, więc tak naprawdę drugą zbiórkę zrobiliśmy na Orlenie. Po 10 minutach wyczekiwania ponad 20 osobowa grupa wyrszyła bez obstawy kierując się ścieżką na Park Przemysłowy i Rurzycę. Jeszcze na terenie GPP dojechała zapóźniona tajna Insygnia, która po naradzie zamykała peleton. Bez przeszkód minęliśmy Rurzycę, ale koło Klinisk dopadł nas deszcz i mała kolizja dwójki szczecinian. Szybko się pozbierali. Mieliśmy lekkie opóźnienie i postój zrobiliśmy w Pucicach pod Biedronką bo dalej lekko padało. Po 10 minutowej wyruszyliśmy do Dąbia. W Dąbiu pod Netto już nikogo nie było więc pojechaliśmy od razu na miejsce zbiórki pod Lidla w Zdrojach. Tu już czekały na nas grupy ze Stargardu, Lipian, Gryfina. Zameldowaliśmy się u szefowej odcinka i po kilkunastu minut odpoczynku cała grupa wyruszyła na miejsce zbiórki to jest Plac Mickiewicza. Mimo słabej pogody zebrało się jednak trochę rowerzystów. Po powitaniu, zagajeniu przez organizatorów to jest Rowerowy Szczecin i rozdaniu szprychówek rzesza rowerzystów wyruszyło na 15 km objazd ulicami Szczecina. Trasa z trzema postojami na przegrupowanie się zabezpieczenia wiodła w kierunku Polic, potem w Przyjaciół Żołnierza, Wojska Polskiego kolumna skierowała się w stronę centrum. W centrum przejechaliśmy kilka rond, gdzie sami jedno zabezpieczaliśmy. Po około 2 godzinach wróciliśmy na Plac Mickiewicza na podsumowanie imprezy. Niestety nie wylosowaliśmy również w tym roku roweru ufundowanego przez Marszałka. Po krótkich rozmowach z zaprzyjaźnionymi grupami z innych miast, część udała się na dworzec PKP i wróciła pociągiem. Sześcioosobowa grupa wróciła do Goleniowa na kołach, gdzie na Jarmarku Świętojańskim się rozstaliśmy. Dystans przejazdu około 87 km i na 17:00 udało się wrócić do domu. W wyjeździe wzięły udział połączone grupy rowerzystów goleniowskich, maszewskich i nowogardzkich, a wśród nich Stowarzyszenia Sobotoaktywni, Stowarzyszenie Z Naturą oraz UKS Maszewo. Jak podali organizatorzy w Wielkim Przejeździe Rowerowym w Szczecinie wzięło około 1500 osób.

Tutaj zabezpieczaliśmy skrzyżowanko.

Kategoria Rajdy rowerowe


  • DST 96.00km
  • Teren 96.00km
  • Czas 03:58
  • VAVG 24.20km/h
  • VMAX 42.40km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Kalorie 3307kcal
  • Podjazdy 289m
  • Sprzęt KTM Campus Voyager
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pętla Drawska - maraton szosowy DNF GIGA

Sobota, 20 czerwca 2015 · dodano: 22.06.2015 | Komentarze 3

Pętla Drawska to jest jeden z najlepiej przygotowanych maratonów szosowych z cyklu Pucharu Polski oraz z ciekawymi terenami. Pojechałem tam 4 raz, tym razem z zamiarem objechania małej i dużej pętli naraz to jest pyknięcia prawie ćwierć tysia czyli 248 km. Wcześniej pokonywałem małą pętle na szosówce dwa razy, w tamtym roku dużą na innym.
Rowerek przygotowany niby...to jest tylko przeczyszczony w benzynie bez shake łańcuch po Świnoujściu plus dopompowanie na miejscu. Odebrałem pakiet startowy i poszedłem szykować się na trasę...start miałem o godz. 9:12, planowany powrót gdzieś tam za 10 godzin albo lepiej.


Pogoda miała być taka z dupy czyli miało gdzieś tam lać...to ubraliśmy się przeciwdeszczowo to jest ochraniacze, kurtkę w kieszeń plus zestawy napędowe i pojechaliśmy na start.



46 po lewej..

Skład grupy znałem i myślałem jak tu się z kimś zabrać na pierwsze kilometry.. Pierwsze 10 km wytrzymałem z zawodowcami, ale póżniej została na dwójka. Deszczowo nie było, popijało się co 5 km i średnia była blisko 30 km/h. Niestety gdzieś na 30 km słyszę trzask z tyłu..Trzask znajomy lecącej szprychy...Na szczęście nic się nie zahaczyło i można było jechać..tylko zaczęło walić po hamulcach scentrowane koło. Myślę sobie na bufecie zejdę i sprawdzę...nie raz jechało się już bez dwóch szprych ...
Jeszcze przed bufetem doszła mnie grupa trzebiatowska torpedowa ze wsparciem krążownika którą dogoniłem gdzieś na początku. Czyli przewaga zaczęła topnieć, źle się jedzie jak koło lata. Dołączyłem się do nich myślę sobie że jakoś się z nimi poturlam.
Nagle na trasie wpadliśmy na opuszczony szlaban...stoimy grzecznie czekamy...ciapongu nie widać...dróżnika pytamy, ten mówi, że damy radę ale nie zachęca. Długo nie trzeba było czekać...pyk pyk i pod szlabanem jakoś się przemyciliśmy.
Zdjęcia nie pokażę... bo a) limit się wyczerpał miesięczny, b) pod szlabanem była .....

Tak jakoś się zagapiłem, że grupa mi odjechała po szlabanie i jechałem już sam. Prędkość jakość spadała, wyprzedzali mnie już następni. Forma jeszcze była.. można było jechać na dużą pętle...ale myśle sobie po kiego się męczyć. Decyzja wstępna o zjeździe zapadła na ostatnim odcinku koło Piasecznika, gdzie minął mnie zbawca ze Świnoujścia wesoło brykając na 96 km z szybką grupą. Klamka zapadła po minięciu mnie przez obecnego lidera M4I, który może szybko nie jeździ ale wali długie dystanse. Dojechaliśmy na metę z czasem gdzieś 40 minut gorszym od swoich najlepszych występów, zgłosiliśmy sędziemu i na tym maraton zakończyliśmy jak człowiek. Koło nie nadawało się do jazdy i nie chciałem go jeszcze dalej rozcentrowywać. Pancernik musi popracować nad wagą, gdyż ostatnio kółka załatwia jak zapałki.
Odebrałem medalik, przebrałem się, spakowałem rower. Poszedłem coś zjeść ze stołówki. Na stołówce zbawca pożywiał się z rodziną, więc pogadaliśmy o imprezie niedzielnej to jest Święcie Cyklicznym. Dodatkowo wielkie zdziwienie zdobyłem u 3 muszkieterów z FASTA, którzy po dystansach zwalili się również na obiad. Potem dosiadł się Zbychu z Gryfusa, któremu później odebraliśmy dyplom i wklejkę, bo się chłopina na ślub siostry śpieszył, dobrze że miał niedaleko. Stojąc po dyplom dostałem dolewkę izotonika bo Dextro likwidowało beczułkę, a miałem bidon gratisowy przy sobie. Przed 16:00 opuściliśmy Drawsko przez Recz bo chciałem zrobić parę fot z mojego dystansu, ale jakoś jescze nie nadjeżali. Więc po zagazowaniu Kijanki pojechaliśmy do dom, załatwiając w Stargardzie spotkanie  z kolegą jeszcze z Technikum, a do którego nie miałem telefonu , gdyż mój był po resecie. W sumie dobrze się stało, Pętle jeszcze zrobimy, a przed Świętem Cyklicznym nie byliśmy ujechani.



 








Kategoria Maratoniki


  • DST 16.00km
  • Teren 16.00km
  • Czas 01:14
  • VAVG 12.97km/h
  • VMAX 16.00km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Kalorie 324kcal
  • Podjazdy 23m
  • Sprzęt SCOTT Adventure
  • Aktywność Jazda na rowerze

XV Goleniowska Masa Krytyczna - Co tam w Helenowie ?

Piątek, 19 czerwca 2015 · dodano: 22.06.2015 | Komentarze 0

Pada nie pada, jako organizatorowi Goleniowskich Mas Krytycznych jechać wypada. Na miejscu zbiórki było jednak kilkanaście osób w tym trochę dzieci oraz stali bywalcy. Padać nie padało, zimno nie było to odesłałem Policję i Straż Miejską do swoich zadań, czyli do zarabiania pieniędzy. Grupa była tak liczna, raptem 15 osób, że nie było sensu angażować stróżów.


Stałe bywalczynie.

Zgodnie z planem pojechaliśmy do oddalonej trochę dzielnicy Goleniowa to jest Helenowa. Trasa początkowo wiodła ulicami miasta, gdzieś na Bankowej wbiliśmy się w ścieżkę, którą dojechaliśmy do Helenowa. W Helenowie nigdy z Masą nie byliśmy. Pokluczyliśmy trochę po wąskich i jednokierunkowych uliczkach i wróciliśmy w drogę powrotną ulicami Kalinową i Spacerową.





Na Spacerowej już dawno powinien być położony brakujący odcinek ścieżki oraz założone oświetlenie.




Ulicami Kasprowicza, Sportową, Szczecińska oraz Kościuszki wróciliśmy na miejsce wyjazdu to jest Planty. Nastąpiło krótkie podsumowanie, podniesienie pojazdu i rozeszliśmy się do domów.





Ta pani w żółtym to wodzirej Mas Krytycznych czyli osobista małżonka.

Ja wróciłem do domu przygotować następny pojazd na Pętle Drawską czyli sobotni maraton szosowy i popracować nad najnowszym rodzącym się nabytkiem...Authorem A4404 ver. Blue Arrow...



Jak poskładamy do kupy to damy znać , co z czym...na raziem budźet na Tiagrze ma nie przekroczyć tysia....ramę odkupiłem wraz z widelcem za 120 PLN, cała grupa TIAGRA za 600 PLN idzie, kółka były...



Kategoria Rajdy rowerowe


  • DST 86.00km
  • Teren 86.00km
  • Czas 05:10
  • VAVG 16.65km/h
  • VMAX 42.10km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Kalorie 3500kcal
  • Podjazdy 234m
  • Sprzęt SCOTT Adventure
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ekspedycja wyspa Wolin - Dzień II

Sobota, 13 czerwca 2015 · dodano: 15.06.2015 | Komentarze 5

Ranko pobudka przed 9:00, potem lekkie śniadanko. Część dalekich gości wybierało się nad morze, część miała zamiar zostać na miejscu aby delektować się Zalewem i spróbować kajaczka i łódki. Ja cel miałem już wybrany wcześniej, przejechać się po wyspie tam gdzie człowiek jeszcze nie był. Najpierw jednak obeszliśmy terenik wkoło..



Potem Słoń Morski walnął sobie fotę na skale niczym wydra i pojechaliśmy na spotkanie przygody.



Z Sułomina wyjechaliśmy na asfalt do Dargobądzia, tam skręciliśmy do wioski i myk jesteśmy po prawej stronie S3. Kierowaliśmy się w stronę lasu, celem było Warnowo. W lesie takie oto sobie widoczki.




Przejechaliśmy przez tory linii kolejowej na Świnoujście i pokierowaliśmy się w stronę Ładzina już asfalcikiem a potem na Kołczewo. Celem był objazd jeziora Koprowskiego.


Gdzieś w Ładzinie musieliśmy dosmarować łańcuch, bo skrzypiał już trochę. Mijaliśmy niebieskie pola, dróżka świetnie zacieniona i lampa jeszcze nie dawała się we znaki.


W Kołczewie chwilkę posiedzieliśmy na jeziorkiem Kołczewskim, w centrum nawiedziliśmy przystanek jakubowego szlaku to jest kościół św. Katarzyny i skierowaliśmy się na drugie większe jezioro aby je wkoło objechać i wyjechać koło Międzywodzia.




Objazd jeziora zaczęliśmy od Wartkowa, napotykając gospodarstwa turystyczne, domki letniskowe i ciekawe uliczki. Jednak droga tu była piaszczysta i do jeziora jakoś nie dobiliśmy.


Jezioro od Chynowa i Rekowa mieliśmy już po lewej stronie. Poruszaliśmy się jakąś znośną polną drogą. Mijając pola skrzynek elektrycznych w Edenie i pola z czerwonymi makami.





W końcu dotarliśmy do asfaltu na wysokości Łowna i od razu posterowaliśmy na izochmiela, bo w ciąży nie byliśmy. Człowiek nie wielbłąd pić musi.

Po krótkim odpoczynku wylądowaliśmy na zejściu na plażę w Międzywodziu poszukując ciekawych pejzaży, ale oprócz takich wygrzewających się foczek niczego innego nie zauważyliśmy.




Z Międzywodzia wyruszyliśmy asfaltem już na Kołczewo próbując się dostać na lewy brzeg jeziora, ale jakoś ciekawych zajazdów nie było. Tak dotarliśmy z powrotem do Kołczewa i skierowaliśmy się do Wisełki. Po drodze nie daliśmy się zrobić w jelenia pod polem golfowym, jakiś gutek zaczynał biznes letni.


Wjechaliśmy nawet sobie na pole golfowe, poruszając się dołkami i melexami. Przypatrując się jakimś mistrzostwom duńskich emerytów.




W recepcji chcieliśmy kupić członkostwo roczne, ale nie mieli wydać więc pojechaliśmy sobie dalej w stronę Wisełki. Przed Wisełką zaczęły się górki i zaczęliśmy szukać jakiegoś lokalu na obiadek. Miała być rybka, ale padło na domowe pierogi. "czytaj w domu rozmrożone". Za 9 PLN pierogi ruskie plus 7 PLN pewien napój z kija udało się pogodzić organy wewętrzne i uzyskać chłodzenie organizmu. Lokal na Wydmach czy jakoś tak przy samym morzu.


Potem krótka wizyta na plaży, spotkanie z morzem. Kiedy się uleżało, posterowaliśmy z powrotem w stronę Warnowa, aby nawiedzić jezioro Czajcze i Wydrzy Głaz.




Od Wisełki musieliśmy się konsultować z Osmandem aby w stosownym czasie odbić przed Warnowem w lewo w bukowy las. Leśną ścieżką czyli single trackiem nad urwiskiem dotarliśmy do celu wycieczki czyli wspomnianego Wydrzego Głazu. Wydry nie było...





Po odbyciu słowiańskich rytuałów (czytaj - balastowanie) wyjechaliśmy z lasu i dotarliśmy do Warnowa. Od Warnowa już jechaliśmy rowerowym szlakiem "z nazwy", mijając po drodze zagrodę z żubrami, ale tymi akurat nie byliśmy zainteresowani.




W końcu udało się dotrzeć do Międzyzdroi, gdzie najpierw zrobiliśmy zapasy C2h5oh na wieczór w różnej konfiguracji. Międzyzdroi nie lubię, pachnie komercją i tylko przejechaliśmy się koło promenady i deptaka.




Z Międzyzdroi pojechaliśmy sobie jeszcze do Wapnicy, nawiedzić jeziorko Turkusowe.

Od Wapnicy naczęliśmy na deser najtrudniejszy odcinek trasy na Dargobądź. Najpierw brukowa górka, potem górki w lesie na drogach przeciwpożarowych  i zjazdy, aż się bałem o zawartość ładunku. W Dargobądziu przemknął za to kultowy pojazd wiejski.





Potem już tylko ostatnia wieś na trasie czyli Karnocice, gdzie odkryliśmy pensjonat do wzięcia. Znam gościa co znał kiedyś gościa, który znał tego co miał to kiedyś zbudować.



W końcu udało się dotrzeć do Sułomina do miejsca pobytu, gdzie zdążylim jeszcze na kolację, a rodzina rozgrywała mecz w oczekiwaniu na inny mecz. Wyjechaliśmy koło 10:00, wróciliśmy przed 19:00, pokonując około 86 km.



Przed kolacją zdążyliśmy się wykąpać, odświeżyć i zaczęliśmy przygotowania do ostatniej części rajdu.


Mieliśmy nawet lekki kryzys, ale po chwil słabości zostaliśmy już sami na placu boju. Piłkarze byli już "zmęczeni" i nie chcieli dalej grać koło 2 w nocy.


Po uzupełnieniu płynów poszedłem jeszcze nad Zalew zobaczyć jakieś łuny znad Szczecina...ale nic nie było widać. Z racji piekna natury muzyki podczas przejazdu nie słuchano. W planie był dzień III, ale małżowina w dniu następnym bezceremonialnie zapakowała mnie w niedzielę do samochodu i jazdy niedzielnej nie było, tylko spotkanie z kuzynką.







Kategoria Rajdy rowerowe


  • DST 47.00km
  • Teren 47.00km
  • Czas 02:30
  • VAVG 18.80km/h
  • VMAX 29.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Kalorie 2341kcal
  • Podjazdy 123m
  • Sprzęt SCOTT Adventure
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ekspedycja wyspa Wolin - Dzień I

Piątek, 12 czerwca 2015 · dodano: 15.06.2015 | Komentarze 0

Dwudniowa ekspedycja połączona z I Zjazdem Wnuków dziadka Józefa Polaka. Dzień pierwszy: odcinek Goleniów - Wolin - Sułomino.
Zaraz po pracy spakowaliśmy co tam mieliśmy pod ręką w sakwy, tak lekko na 3 dni i po godz. 16:00, pojechałem na miejsce zjazdu. Trasa znana na pamięć. Boczne asfalty w różnym stanie przez Miękowo, Wierzchosław, Widzeńsko, Krokorzyce. Ruch mały, wręcz symboliczny. W Krokorzycach wyleciał za to mały piesek, którego pogoniłem w krzaki w zdecydowany sposób. W Łące w znanym sklepie uzupełniłem płyny... i dalej w trasę.


Potem ruch się trochę zwiększył, ale bez tragedii. Pod Skoszewem majestatycznie się kręciły wiatraki.


W Wolinie planowaliśmy zakupy paliwa na wieczorne spotkanie, ale najpierw posterowałem na lody...tylko 2 PLN gałka. W Biedronce zakupiono jakieś 0,5 l renomowanej białej plus parę piw do grilla.


Po co wozić z sobą, jak można dostać u celu podróży. W Wolinie wróciliśmy na Jakubowy Szlak i drogą polną dotarliśmy nad brzeg Zalewu, potem szlak odbija trochę od Zalewu i wiedzie lekko pofalowaną trasą, sakwy w miarę lekkie to i tragedii nie było.


Na miejsce Zlotu przybyliśmy parę minut po 19:00, gdzie szanowni bracia i kuzynostwo wraz z rodzinami już się zebrało i czekało na otwarcie Zlotu. Tylko samotne dwa kółka robiły za modela, bo nikt tu aut innych nie oglądał, a rowerka to i owszem próbowano dosiąść.




Gospodarstwo leży w pobliżu miejsca gdzie gra Piknik Country i powiem Wam, że full wypas. Apartamenta, całą gębą, kajaczki, grille, sala na obiady i kolacje w piwnicy...Jakby ktoś chciał robić imprę na 30/40 osób to można walić jak w dym.


Około godziny 20:00 rozpoczęto część konsumpcyjną, z przerwami na część sportową, czyli rodzinne turnieje w pingla, czy w piłę kopaną albo inne paletki.








Jako, że towarzystwo było zacne, ekscesów i wyskoków nie było i koło godziny 1:30. po spożyciu i obżarciu udano się na kwaterę. Bo jutro w planie po śniadaniu był rajdzik po wyspie.



Kategoria Rajdy rowerowe